Nowe uniwersum Michała Gołkowskiego to brudny, smutny świat bez nadziei, w którym przetrwają najsilniejsi i najsprytniejsi. W dodatku to świat przyszłości wcale nie zachęcającej. Witajcie w cyberpunku zabarwionym rosyjską duszą!
Chciałbym być tak twórczy i produktywny jak Michał Gołkowski. W chwili, gdy piszę te słowa, mija siódma rocznica wydania jego debiutu, Ołowianego świtu, ale wcale nie zwalnia tempa, co i rusz zaskakując jakąś nową pozycją, a co jakiś czas wypuszczając w świat nowe, autorskie uniwersum. Tym razem na jego radosną twórczość składa się oryginalny miks kultowej już „kultury” rosyjskich dresiarzy – gopników – i modnego, wciąż aktualnego cyberpunku.
Brudny NeoSybirsk
Główny bohater, Sasza „Chudy” Khudovec, to były żołnierz, który w pogoni za chlebem ima się różnych zajęć, nieustannie balansując na cienkiej granicy zadarcia ze stróżami prawa, gangsterki i biedy, pracując jednocześnie jako „windykator” dla pewnej wpływowej osoby w futurystycznej wersji Nowosybirska. To zadanie stanowi tło dla licznych wątków pobocznych, które nieustannie się nakładają a nawet nawarstwiają. Fabuła jest tak poprowadzona, by zawsze coś się działo, a czytelnik był w ciągłym napięciu i gotowości na niespodziewane. Sam tytuł to gra słów nawiązująca do zbliżającej się superprodukcji CD Projekt RED, Cyberpunk 2077. Ogromna więc szkoda, że premierę przesunięto niemal w ostatniej chwili z kwietnia na wrzesień 2020 – jestem pewien, że z okazji takiego wydarzenia autor zyskałby sporą grupkę nowych fanów.
Nie jestem znawcą gatunku cyberpunk, choć miałem okresy głębszej nim fascynacji. Mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że ta dynamiczna narracja wyróżnia Sybirpunk vol. 1 na tle mrocznych, dystopijnych, a czasem i depresyjnych klasyków. Nie brak tu jednak typowych dla gatunku elementów. Latające pojazdy? Są. Cybernetyczne wszczepy? Są. Nie-do-końca-zidentyfikowane syntetyczne substancje podawane dożylnie? Jak najbardziej, proszę, ile trzeba? Wykreowana przez autora dystopia wyraźnie kontrastuje z „dobrym”, idealnym i pełnym przepychu światem, do którego „Chudy” nie pasuje. Główny bohater nie ma dostępu do ludzi bogatych, wykształconych, pochodzących z dobrych domów, ale obraca się wśród takich samych istot, jak on, wiecznie przeklinających cały ten świat pełen podatków, nakazów, zakazów, bombardujących oczy i uszy reklam, a także tej nowoczesnej technologii, której nie do końca się ufa i nie do końca ufać się powinno.
W krzywym zwierciadle
Sam NeoSybirsk to wielkie krzywe zwierciadło, wariacja na tematy cyberpunkowe podszyta pikantnym komentarzem dotyczącym dzisiejszego świata. Jest tu wszystko to, czego można spodziewać się od przedstawicieli rosyjskiego półświatka – rasizm, mizoginizm i przerysowany ideał szorstkiej męskości, okraszone tu i ówdzie rzuconym komentarzem na tematy identyfikacji płciowej czy ekonomii. Bohaterowie to nierzadko najgorsze męty i dresiarze, których bałbym się spotkać nawet na głównej ulicy i w biały dzień. Nikt się tu z nikim nie szczypie. Oczywiście – jest wulgarnie i prowokatorsko, pozycja z pewnością nie jest dla dzieci i być może obrazi tego czy owego bojownika o sprawiedliwość społeczną, ale taka jest kreacja bohatera. Sam „Chudy”, żyjąc w tak spaczonym świecie, miałby to zapewne w czarnej… dziurze po kuli tkwiącej w jednej z jego ofiar.
Opisy są składne i pełne przyjemnych szczegółów, choć często bardzo brutalne, a autor nie szczędzi detali ludzkiej fizjologii. Posoka leje się niczym w filmach Rodrigueza i Tarantino, i jeśli jakoś mógłbym tę konwencję do czegoś porównać, to nie licząc oryginalnego settingu, zapewne musiałbym wylądować bardzo blisko dzieł tych reżyserów. Jednak cała książka błyszczy moim zdaniem właśnie dlatego, że zręcznie porusza się po aktualnych tematach w dialogach i wykorzystuje żarty sytuacyjne bez specjalnego przejmowania się polityczną poprawnością.
„Gołkośpunk” w pełnej krasie
Czy to w takim razie cyberpunk? Może nie do końca, ale „gołkośpunk” na pewno. Z Sybirpunka wyszedł taki zręcznie zmieszany koktajl (Mołotowa) konwencji i wątków, które wchodzą bardzo przyjemnie. To nie jest pierwsza książka napisana przez autora „z jajem”, nie brak tu także młodzieżowego humoru, czy… memów. I choć to bardzo, bardzo brzydki świat, w którym przyszłość, cytując okładkę, jest „rozpadającą się, skleconą na sznurek i szmatę cywilizacją pokrytą węglowym pyłem”, w którym liczą się tylko spryt i przetrwanie, to do wszystkiego podchodziłem z jakąś niewypowiedzianą i nie do końca zrozumiałą (nawet dla mnie samego) sympatią. Autora zdążyłem poznać na licznych spotkaniach autorskich i gdy uśmiechałem się przy paru fajnych fragmentach, to dosłownie widziałem oczyma wyobraźni, jak szelmowsko uśmiecha się podczas pisania.
Czy są tu jakieś wady? Oczywiście, jeśli, czytając to, macie wrażenie, że „gdzieś to już widziałem”, to Sztywny, czy Moskal na pewno odświeżą wam pamięć. Może jest trochę sztampowo, ale jeśli te pozycje się wam podobały, to na pewno wybaczycie autorowi pewne problemy jak przewidywalność akcji czy narrację zbliżoną bardzo do tej z innych pozycji Miszki. Może i bohaterowie są czasem jednowymiarowi, pozbawieni choćby jednej rysy charakteru, czasem może zbyt grubo ciosani, ale całość czyta się po prostu lekko i przyjemnie. Na koniec wspomnę tylko, że wydanie nie zawodzi w kwestii jakości, a ilustracje autorstwa Pawła Zaręby są miłym dla oka dodatkiem.
Redakcja: Grzegorz Antoszek Korekta: Anna Kurek
- TYTUŁ - Sybirpunk vol. 1
- WYDAWCA - Fabryka Słów
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 622