Stephen King powraca z kolejnym zbiorem minipowieści, w których przygląda się ciemnej stronie ludzkiej natury i zmianom współczesnego świata. Jest niepokój drążący zwykłe życie, jest niszcząca obsesja, jest koniec świata i jest pewna drapieżna istota. A „jest krew…”? No, tak średnio bym powiedziała, ale nie jest źle.
Powieści i opowiadania Kinga to dwa zupełnie różne obszary jego twórczości, między którymi sytuują się minipowieści. Czasami pojawiają się w tomach opowiadań (na przykład słynna Mgła w Szkieletowej załodze), ale częściej tworzą osobne zbiory: Cztery pory roku (1982), w skład których wchodzą Skazani na Shawshank, Czwarta po północy (1990) z Tajemniczym oknem, tajemniczym ogrodem, Czarna bezgwiezdna noc (2010) i właśnie recenzowany zbiór Jest krew… Minipowieści są na tyle krótkie, że przeważnie można je przeczytać za jednym razem, ale na tyle długie, że nie ma wrażenia zbyt powierzchownego przebywania w wykreowanym świecie. Jeśli więc nie lubicie opowiadań z tego właśnie powodu, możecie dać szansę minipowieściom.
Cztery opowieści
Książka zawiera cztery utwory, różniące się tematem i gatunkiem. Pierwszy z nich, Telefon pana Harrigana, to zwierzenia Craiga wspominającego dzieciństwo i pracę u starszego milionera, tytułowego pana Harrigana. Dzięki wygranej na loterii, chłopiec postanawia sprezentować pracodawcy iPhone’a. Starszy mężczyzna, który do tej pory bronił się przed telefonami komórkowymi i komputerami, przekonuje się do niego, dostrzegając możliwości, jakie mu daje. Niestety, nie cieszy się prezentem zbyt długo, bo wkrótce potem umiera. Jaką rolę w życiu Craiga odegra telefon pana Harrigana?
Drugi tekst, Życie Chucka, mój ulubiony z tego zbioru, przedstawia losy bohatera od czasu choroby do dzieciństwa, w tej właśnie kolejności. Każdy z trzech rozdziałów opisuje inny moment jego życia. To wszystko, wbrew pozorom, nieoczekiwanie łączy się w całość. Początkowo historia sprawia wrażenie czegoś zupełnie innego, nawet sam główny bohater nie pojawia się za często, ale to poczucie dziwności i nierealności jest tylko chwilowe. Życie Chucka to moje życie. I Twoje.
Następna minipowieść, Jest krew, są czołówki, jest najdłuższa ze wszystkich i w mojej ocenie najsłabsza. Być może dlatego, że jest luźną kontynuacją niedawnej powieści Kinga, Outsidera, która też niespecjalnie do mnie trafiła. Holly Gibney, prywatna detektyw znana również z trylogii Pan Mercedes, tym razem bez pomocy Billa Hodgesa czy Ralpha Andersona staje do walki ze złem. Jak to często u Kinga bywa, niektóre jego powieści toczą się w tym samym uniwersum i warto być na bieżąco z jego twórczością, ale to nie znaczy, że nie można czytać Jest krew, są czołówki samodzielnie. Ostatni utwór, Szczur, to historia o pisarzu opowiadań pragnącym wreszcie napisać powieść. W tym celu wyjeżdża do domku ukrytego głęboko w lasach Maine, gdzie szansa na ukończenie dzieła jest większa niż w domu rodzinnym, szczególnie po spotkaniu z pewnym szczurem. Do czego posunie się Drew, aby osiągnąć cel?
Twarzą w twarz z samym sobą
Teksty zawarte w zbiorach, czy to jednego autora, czy antologiach, przeważnie nie stoją na tym samym poziomie. Taka sama sytuacja zachodzi w Jest krew… Od naprawdę zaskakującego formą i treścią Życia Chucka, przez przyjemne opowieści z dreszczykiem – Telefon pana Harrigana i Szczur – po kryminał Jest krew, są czołówki. Oczywiście, mój ranking jest zupełnie subiektywny. Fani Outsidera pewnie ucieszą się z jego kontynuacji, a ci, którzy jeszcze nie stracili nadziei na kolejny Naprawdę Straszny Horror, mogą być zawiedzeni, otrzymując tylko subtelną grozę wplecioną w opowieści obyczajowe.
Cechą charakterystyczną opowieści Kinga jest odtwarzanie realiów życia zwykłych, małomiasteczkowych Amerykanów, w które zupełnym przypadkiem wkrada się coś dziwnego i niewytłumaczalnego. Bohaterowie stają w obliczu nieznanego i muszą zmierzyć się zarówno z nim, jak i z własnymi słabościami: pragnieniami, egoizmem oraz lękiem. Nie zawsze wychodzą z tej walki zwycięsko. Ten motyw najbardziej ujawnia się w Telefonie… i Szczurze – te minipowieści są do siebie dość podobne pod tym kątem. Craig i Drew nagle zostają zmuszeni do konfrontacji z czymś, czego nie spodziewali się doświadczyć, czego nie rozumieją, a co może pomóc im w zrealizowaniu swoich zamiarów. Choć jeden działa z żądzy zemsty, a drugi z próżności, podejmują decyzje, z którymi muszą nauczyć się żyć. Ponadto, w Telefonie… pojawia się temat nowoczesnych urządzeń i wpływu, jaki wywierają na ludzi (podobnie jak w Komórce i opowiadaniu UR z tomu Bazar złych snów). Ogromną zaletą tych tekstów jest to, że nie podają jednoznacznego rozwiązania, co do prawdziwości wydarzeń. To nie są horrory z atakującymi ludzi potworami, ale opowieści niepokojące, wywołujące ten podskórny dreszczyk niepewności.
Czasem lepiej, czasem gorzej
Nie wiem, co mogłabym powiedzieć o Życiu Chucka tak, by nie zaspoilerować koncepcji. Trzy rozdziały są właściwie kolejnymi trzema krótkimi opowiadaniami i, mimo że, a może właśnie dlatego, że historia jest przedstawiona od końca, robi takie wrażenie, które zapewne nie byłoby tak spektakularne w porządku chronologicznym. Później można przeczytać ten utwór ponownie od końca do początku, by przekonać się, że nietypowa forma narracji ma swoje uzasadnienie, nawet jeśli początkowo powoduje dezorientację. Nie sądziłam, że King mnie jeszcze zaskoczy. Jeśli nie spodoba się Wam pierwszy w kolejności Telefon…, nie odkładajcie książki, ale przejdźcie do Życia Chucka. Choćby dla niego warto sięgnąć po Jest krew…
Tytułowa opowieść zbioru to poprawny, trzymający w napięciu kryminał. Oprócz Holly Gibney występują w niej inni bohaterowie znani z trylogii Pan Mercedes: Jerome i Barbara Robinsonowie. Holly powoli radzi sobie z problemami i traumami po wydarzeniach kończących Outsidera, pracując we własnym biurze detektywistycznym, jednak koszmar, o którym starała się zapomnieć, znowu daje o sobie znać. O fabule niczego więcej powiedzieć nie mogę, aby nie zdradzić niczego z Outsidera. Wątek kryminalny jest poprowadzony sprawnie, napięcie budowane stopniowo, a fragmenty akcji i odkrywania informacji właściwie się uzupełniają. Obiektywnie nie mogę niczego zarzucić tej opowieści, może tylko to, że akcja w punkcie kulminacyjnym dzieje się nieco za szybko i rozwiązuje trochę zbyt łatwo. Niestety, jako że nie jestem entuzjastką Outsidera, nie mogę powiedzieć, aby Jest krew, są czołówki mnie porwała. Nie podobał mi się sam pomysł stanowiący podstawę powieści, więc trudno, aby jej kontynuacja, która również na nim bazuje, trafiła w mój gust.
Szczególnie przykro patrzeć na to, jak King na starość staje się poprawny politycznie. Kiedyś żarty z przedstawicieli różnych narodowości nie były niczym dziwnym w jego książkach, teraz bohaterowie strofują się nawzajem, kiedy ktoś powie coś „złego” – na uwagę: „Prowadzisz z nią babskie pogaduchy” skierowaną do siostry, Jerome słyszy w odpowiedzi „Nie bądź seksistą, J.” (s. 310). Naprawdę? Jeśli King po prostu rejestruje zmiany zachodzące w społeczeństwie amerykańskim, to muszę przyznać, że wychodzi mu to wspaniale. Mimo to poprawność nie przeszkadza mu porównywać fizjonomii bohatera polskiego czy węgierskiego pochodzenia do świńskiej. Nie chodzi nawet o to, czy rzeczywiście to kogoś razi, czy nie, po prostu denerwują mnie podwójne standardy.
Jest krew… raczej nie prezentuje niczego nowego w twórczości Kinga, może z wyjątkiem Życia Chucka. Można przeczytać te minipowieści, ale równie dobrze można je sobie odpuścić. Szczerze wątpię, że staną się równie sławne jak Skazani na Shawshank, o czym przekonuje entuzjastyczny tekst na skrzydełku okładki, lecz z drugiej strony nie są to złe teksty. W tym zbiorze każdemu może spodobać się coś innego.
Redakcja: Sylwia Kłoda Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Jest krew...
- TYTUŁ ORYGINALNY - If it bleeds
- TŁUMACZ - Tomasz Wilusz
- WYDAWCA - Prószyński i S-ka
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 512