Ona kocha jego, on kocha ją – nic, tylko wziąć ślub. Jego znajomy obiecuje małżeństwo jej przyjaciółce, ale, pragnąc uciec od odpowiedzialności, prosi go o drobną przysługę, która wkrótce zaważy na losach całej czwórki. Brzmi banalnie? Sprawia wrażenie tandetnego romansu? Nic z tych rzeczy – nie, kiedy autorem jest Wilkie Collins, prekursor powieści sensacyjnej i detektywistycznej.
Bardzo się cieszę, że wydawnictwo MG od kilku lat wydaje powieści Williama Wilkiego Collinsa (1824-1889), do tej pory znanego w Polsce tylko z nielicznych, najbardziej popularnych książek: Kobiety w bieli, Kamienia Księżycowego i Tajemnicy pałacu w Wenecji. Uwielbiany wiktoriański powieściopisarz, wieloletni przyjaciel, rywal i współpracownik Charlesa Dickensa, chory na podagrę opiumista, nieformalny bigamista – napisał między innymi trzydzieści powieści. Niektóre z nich dopiero po stu kilkudziesięciu latach trafiają do polskich czytelników, między innymi recenzowana Mąż i żona (1870). Przy okazji warto wspomnieć nie tylko o pierwszych polskich wydaniach Collinsa, ale także sióstr Brontë, Elizabeth Gaskell i Edith Wharton. Zapełnianie białych plam w przekładach klasyki literatury to ważne zadanie, z którego wydawnictwo wywiązuje się doskonale.
Przyjaciel największym wrogiem
Dawni znajomi z Eton, Arnold Brinkworth i Geoffrey Delamayn, zamierzają się ożenić: pierwszy z wybranką swego serca, Blanche Lundie, a drugi z obowiązku, z przyjaciółką i przyszywaną siostrą Blanche, Anne Silvester. O ile Arnold rzeczywiście kocha narzeczoną z wzajemnością, nie można tego powiedzieć o Geoffrey’u, który co prawda obiecał Anne małżeństwo, aby uniknęła zniesławienia, ale nie zamierza tej obietnicy spełnić. Mężczyzn łączy szczególna więź: nie są tylko kolegami ze szkolnej ławy – Geoffrey uratował życie Arnolda, kiedy jego łódź wywróciła się i wpadł do wody. Brinkworth ma więc wobec Delamayna dług wdzięczności, który w połączeniu z honorem sprowadza na niego nieszczęście.
Geoffrey i Anne mają spotkać się w gospodzie niedaleko posiadłości rodziny Lundie. Kobieta udaje się na miejsce wcześniej, mając nadzieję, że mężczyzna do niej dołączy. Ten jednak, w wyniku niespodziewanego przypadku, wyjeżdża nagle do Londynu. Tuż przed odejściem prosi Arnolda o dostarczenie Anne listu w tajemnicy przed wszystkimi, szczególnie Blanche. Szlachetny młodzieniec ma obawy przed podjęciem się tego zadania, ale pamięć o uratowaniu życia nie pozwala mu odmówić. Rusza więc do gospody, a na miejscu zmuszony jest podać się za męża Anne. Niewinne kłamstwo, do którego ucieka się Arnold, okazuje się śnieżną kulą – raz pchnięta, powiększa się, rozpędza i niszczy wszystko na swojej drodze. Brinkworth i Silvester, podając się w gospodzie za małżeństwo, nieświadomie stają się ofiarami szkockiego systemu prawnego.
Krytyka epoki
Główną osią, wokół której kręci się cała fabuła, jest szkockie i angielskie prawo małżeńskie. Collins, z wykształcenia prawnik, był zaciekłym wrogiem instytucji małżeństwa i nigdy się nie ożenił. Ówczesne prawo, niejednoznaczne, zawiłe, dające się interpretować w dowolny sposób, było przyczyną wielu ludzkich dramatów, co autor pokazał na przykładzie losów powieściowych bohaterów. Dziś, kiedy definicja małżeństwa jest jasno określona, trudno sobie wyobrazić, że w dziewiętnastowiecznej Szkocji wystarczyło wyrażenie lub, uwaga, domniemanie zgody. Oprócz wiodącego wątku czworga bohaterów uwikłanych w prawną aferę, uderzające i wzruszające są też dzieje pobocznych postaci: porzuconej przez męża matki Anne oraz ofiary przemocy, służącej rodziny Lundie, Hester Dethridge.
Jednak Mąż i żona to nie tylko poważne potępienie prawa – to również błyskotliwa satyra na ówczesne prądy umysłowe i zmiany obyczajów, które nastąpiły we współczesnych Collinsowi czasach. Ze szczególnym upodobaniem wyśmiewał muskularne chrześcijaństwo, czyli ruch powstały w Anglii w połowie XIX wieku, mający na celu wychowanie młodzieży w kulcie męstwa, sprawności fizycznej i patriotyzmu. Autor kpi z ideału kalokagatii w tym wydaniu – atletycznego mężczyzny, który powinien łączyć piękno ciała z pięknem ducha, ale zamiast tego nie widzi świata poza sportem, jest niewykształcony i nieokrzesany. Reprezentantami tego typu postaci w powieści są Geoffrey Delamayn, zawodowy biegacz, i niektórzy epizodyczni bohaterzy. Cały wątek wyścigów służy wyśmianiu nie tylko samych sportowców, ale też publiczności niezdrowo ekscytującej się tym wydarzeniem. Wreszcie, słowami wypowiadanymi przez wuja Blanche, sir Patricka Lundiego (również prawnika), Collins prawdopodobnie daje upust swoim poglądom na zmiany pokoleniowe, utratę przez młodych manier i gustu, prymitywne zainteresowania sportem i piwem.
Wciągająca sensacja i wspaniała powieść
Mimo że Mąż i żona na pierwszy rzut oka może wydawać się zwykłym romansem, choćby przez tytuł, to nie dajcie się zwieść. Intryga, w której z czasem zaczyna uczestniczyć coraz więcej osób, z każdą kolejną podjętą przez nie decyzją zacieśnia coraz bardziej swoje więzy tak, że prędzej czy później tracą możliwość wyjścia z sytuacji. Większość bohaterów ma mniejszy lub większy wpływ na losy innych, co powoduje dodatkowe trudności w rozwiązaniu problemów. Collins to prawdziwy mistrz suspensu – potrafi sprawić, że nawet niezainteresowani taką tematyką czytelnicy nie będą mogli doczekać się rozwiązania akcji. Nie obawiajcie się też objętości. Ta powieść to prawie sześćset stron zajmująco opowiedzianej historii, ironicznych komentarzy narratora i dowcipnych dialogów napisanych pięknie, ale prosto, tak, że po prostu czyta się sama. Autor nie zostawia suchej nitki na swojej warstwie społecznej, bezlitośnie wytykając jej sztuczność, hipokryzję czy nadmierne przywiązanie do konwenansów, karier i dóbr materialnych.
Na szczególną uwagę zasługują portrety psychologiczne bohaterów, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Collins niewątpliwie był uważnym obserwatorem rzeczywistości i ludzi, więc stworzone przez niego postacie są barwne, złożone, niepowtarzalne, niemal dickensowskie. Oprócz czworga głównych bohaterów na pierwszy plan wysuwają się sir Patrick Lundie i żona jego nieżyjącego brata, lady Julia Lundie, macocha Blanche. Większość nawet sporadycznie pojawiających się osób została wykreowana z dbałością o szczegóły. To nie manekiny ustawione w kącie, mają własne życia i motywacje, i nie zawsze dążą do szczęśliwego zakończenia głównego wątku.
Jeśli mowa o konstrukcji bohaterów, muszę zaznaczyć jeszcze jedną rzecz. Czytając Męża i żonę w XXI wieku, prawie niemożliwe jest niezwracanie uwagi na dziewiętnastowieczną perspektywę autora: najbardziej rzuca się w oczy seksizm. Nie znaczy to, że wszystkie bohaterki są przedstawiane w złym świetle – zdarzają się i podli, i prawi mężczyźni, tak jak zdarzają się podłe i prawe kobiety. Niemniej sposób, w jaki wypowiadają się niektórzy bohaterzy męscy i narrator, jest momentami protekcjonalny wobec płci przeciwnej. Zwracam na to uwagę nie dlatego, że mnie to razi, ale po to, aby ci, którzy są wrażliwi na tego typu kwestie, nie zniechęcali się niepotrzebnie do tej świetnej powieści. Obyczajowość XIX wieku rządziła się innymi prawami i należy o tym kontekście historycznym pamiętać.
Piękna oprawa graficzna to znak rozpoznawczy wydawnictwa MG i być może nie ma potrzeby ciągle o tym wspominać, ale za dobre rzeczy należy po prostu chwalić, w tym za sam fakt wydawania powieści Collinsa. Kiedy całość wykonana jest tak dobrze, trudniej mówić o tym, co poszło gorzej, ale niestety w tym przypadku trzeba. Korektorzy Męża i żony przepuścili wiele literówek, które irytowały i utrudniały czytanie. Gdyby chodziło o kilka nieznaczących przypadków, nawet nie wspominałabym o tym, ponieważ drobne błędy zdarzają się zawsze, ale tutaj ich liczba i skala jest na tyle duża, że nie mogę tego przemilczeć. Tak czy inaczej, czekam na kolejne powieści Collinsa i nie pozostaje mi nic innego, jak przeczytać pozostałe już wydane.
Redakcja: Sylwia Kłoda Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Mąż i żona
- TYTUŁ ORYGINALNY - Man and Wife
- TŁUMACZ - Joanna Wadas
- WYDAWCA - Wydawnictwo MG
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 576