Chyba nie ma lepszego momentu na czytanie najnowszej powieści Salmana Rushdiego niż właśnie teraz, ponieważ jest to jedna z książek oddających ducha konkretnych czasów i miejsc: tej dziwnej, rozsypującej się teraźniejszości Stanów Zjednoczonych, Anglii, a szerzej całej cywilizacji zachodniej.
Sir Ahmed Salman Rushdie, urodzony w 1947 roku w Bombaju, łączy w swojej twórczości perspektywę kilku kultur. W wieku trzynastu lat wyemigrował z Indii do Wielkiej Brytanii, gdzie studiował historię na Uniwersytecie Cambridge. Od dwudziestu lat mieszka w Nowym Jorku. Jego pierwsza powieść, Grimus (1975), nie cieszyła się zbyt wielkim uznaniem, ale następna, Dzieci Północy (1981), zdobyła Nagrodę Bookera. Najsłynniejsza książka Rushdiego to Szatańskie wersety (1988), w której przedstawia początki islamu, inspirując się biografią Mahometa. Powieść wywołała oburzenie wśród wyznawców tej religii, a ajatollah Chomejni obłożył go fatwą nawołującą wszystkich wiernych do jego zamordowania. Rushdie musiał się ukrywać i korzystać z ochrony policji. Kolejnym powodem kontrowersji wśród członków społeczności muzułmańskich było nadanie mu szlachectwa za zasługi na rzecz literatury przez Elżbietę II w 2007 roku. Znalazł się na liście pięćdziesięciu najwybitniejszych pisarzy brytyjskich doby powojennej „The Times” z 2008 roku, zajmując na niej trzynaste miejsce. Quichotte dostał się do finału ubiegłorocznej Nagrody Bookera.
Don Kichot i Sancho Pansa czterysta lat później
Powieść składa się z dwóch przeplatających się ze sobą historii: Sama DuChampa, autora książek sensacyjnych, i bohatera jego najnowszego dzieła, Quichotte’a. Pisarz, pragnąc stworzyć wreszcie coś większego, powołuje do życia oderwanego od rzeczywistości, uzależnionego od telewizji i beznadziejnie zakochanego w prezenterce telewizyjnej, Salmie R, Quichotte’a. Ten starszy już człowiek pracował w firmie farmaceutycznej swojego kuzyna, doktora Smile’a, jako akwizytor, ale przez pogłębiające się problemy psychiczne został z niej zwolniony. Bynajmniej tym niezrażony Quichotte czym prędzej rusza na swoją wyprawę, której celem jest zdobycie serca pięknej Salmy R. W trudach i dziwactwach tej szalonej podróży towarzyszy mu wymyślony syn, Sancho. Czeka ich wiele absurdalnych przygód, czasem śmiesznych, czasem smutnych, czasem wręcz tragicznych – bo dzisiejsze Stany Zjednoczone przestały być krajem idealnym. A może nigdy nim nie były?
Sam DuChamp nie jest człowiekiem spełnionym, jego dotychczasowe powieści nie były szeroko znane. Chęć opisania losów Quichotte’a pojawia się w jego głowie nagle, ale czuje, że musi to zrobić. Nadaje bohaterowi wiele własnych cech i dzięki tworzeniu (obserwowaniu?) jego działań, zaczyna zmieniać swoje życie. Choć ostatecznie zdarzenia, w których uczestniczą autor i wymyślona przez niego postać przebiegają inaczej, DuChamp jest na dobrej drodze do odnalezienia tego, co kiedyś utracił.
Absurd, mastodonty i problemy społeczne – welcome in USA
– Normalność nie wydaje mi się zbyt normalna – mówię mu.
– To normalne, że ci się tak wydaje – odpowiada (s. 151).
Przemierzając Stany Zjednoczone, Quichotte i Sancho stają w obliczu wielu mniej lub bardziej codziennych trudności, a niewygodny motel nie należy wcale do najgorszych z nich. W trakcie podróży spotykają ludzi, z których wielu nie jest pozytywnie czy choćby neutralnie do nich nastawionych – często doświadczają rasizmu i ksenofobii ze strony białych Amerykanów. Rushdie przedstawia w ten sposób nie tylko los imigranta z Indii, ale również urodzonych w Stanach Zjednoczonych Amerykanów indyjskiego pochodzenia. Nieobce są im hasła o konieczności rzekomego „powrotu do domu” czy mylenie ich z muzułmanami symbolizującymi w powszechnej wyobraźni terrorystów. Mieszkając prawie całe życie w Wielkiej Brytanii i Stanach, Rushdie na pewno ma podstawy do takiego punktu widzenia. Szkoda tylko, że praktycznie wszyscy biali napotkani przez Quichotte’a i Sancha są ukazani w ten sposób.
Co mają z tym wspólnego mastodonty? Wszystko. Rzeczywistość, w której żyją i Quichotte, i DuChamp pełna jest absurdu oraz sprzeczności, które rządzą każdym jej aspektem tak, że przestaje dziwić nawet to, że ludność całej miejscowości zmienia się w mastodonty (które są czymś innym, niż wydaje się na pierwszy rzut oka). W erze Wszystko Się Może Zdarzyć faktycznie może się zdarzyć wszystko – wymyślony syn robi wszystko, aby się zmaterializować, ojciec i syn budzą się w zupełnie innym miejscu, niż się zasnęli, a cała rzeczywistość może się zapaść w jednej chwili. Społeczeństwo karmione przekazami medialnymi zatraca się w kolejnych iluzjach tak jak Quichotte. Czy ratunek jest jeszcze możliwy?
Ważnym wątkiem fabularnym jest również sytuacja rodzinna Quichotte’a i DuChampa. Obaj są pokłóceni ze swoją siostrą i z różnych powodów podejmują się zażegnania konfliktu. Historia DuChampa jest o wiele smutniejsza w porównaniu do Quichotte’a – tak jakby autor podarował swojemu bohaterowi wersję wydarzeń dla niego samego nieosiągalną. Wciągając się w przygody ojca i syna, łatwo stracić orientację i nie zauważyć, czy opisywane w danym momencie wypadki dotyczą rodziny DuChampa czy Quichotte’a. Trzeba pamiętać o tych zmieniających się perspektywach i bohaterach, ale w toku lektury czasem może to umknąć.
Rushdie – DuChamp – Quichotte
Być może ta dziwaczna historia była przeobrażoną wersją jego życia. Sam Quichotte mógłby utrzymywać […] że w zasadzie biografia pisarza jest zmodyfikowaną wersją jego historii, a nie odwrotnie […] Obaj byli Amerykanami pochodzenia indyjskiego, jeden prawdziwy, drugi fikcyjny, obaj urodzili się dawno temu w mieście noszącym wówczas nazwę Bombaj […] Autor i jego bohater byli mniej więcej w tym samym wieku […] obaj niedomagali. Podobnie jak Quichotte był mężczyzną samotnym i bezdzietnym, chociaż kiedyś miał syna (s. 31-32).
Mniej więcej tymi słowami (z pewnymi wyjątkami) można opisać relację zarówno Rushdie-DuChamp, jak i DuChamp-Quichotte, i to właśnie DuChamp, jako środkowe ogniwo, jest najciekawszy. O Quichotcie można wiele napisać – charakteryzować go, pokazać, z czym musi się mierzyć podczas swojej podróży, ale byłoby to pójście linią najmniejszego oporu. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie jest ważny, w końcu jego doświadczenia są w jakimś stopniu doświadczeniami DuChampa i być może samego Rushdiego (który umieszcza w powieści odniesienia autobiograficzne), ale to fikcyjny pisarz zajmuje miejsce szczególne – jako twórca i jako postać stworzona jednocześnie. Zdaje sobie on sprawę z tego, że Quichotte uważa swoje życie za prawdziwe, bo nie ma zresztą innego wyjścia. DuChamp nie wie jednak, że jego życie również jest wymyślone – przez Rushdiego. Tragedia polega na tym, że nie może się tego dowiedzieć. Mam wrażenie, że Rushdie zadaje swoim czytelnikom pytania: jaką mamy gwarancję, że my i świat, w którym żyjemy również nie jest fikcją? Że nie jesteśmy wytworem czyjegoś umysłu ze zdobytą jakimś cudem autonomią istnienia? Myślę, że gdyby Rushdie swoją powieścią chciał po prostu rozbawić, skupiłby się na losach samego Quichotte’a. Wprowadzenie postaci DuChampa zmienia perspektywę, daje wgląd w to, co myśli również twórca, a nie tylko stworzenie.
Quichotte to niezwykła, ważna lektura, szczególnie teraz. Koszmar życia w tej już nawet nie płynnej, co całkiem rozlanej rzeczywistości został ukazany z całą mocą przede wszystkim w rozdziałach opowiadanych przez Sanchę – chłopca, który pojawił się na świecie nagle i dopiero uczy się zasad tego dziwnego świata. Intertekstualnych nawiązań jest tak dużo, że nie podejmuję się nawet próby wyłapania ich wszystkich, ponieważ nawet, gdybym chciała, nie znam wszystkich tych dzieł. Pojawiający się humor jest raczej gorzki, to jedyne lekarstwo na życie. Polecam tę powieść wszystkim go potrzebującym.
Redakcja: Sylwia Kłoda Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Quichotte
- TYTUŁ ORYGINALNY - Quichotte
- TŁUMACZ - Jerzy Kozłowski
- WYDAWCA - Rebis
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 424