Tajne eksperymenty radzieckich naukowców, grupa licealistów pod wodzą córki działacza partyjnego, potwór siejący terror w mazurskim lesie – to musi skończyć się źle. Jeśli macie ochotę na lekką wakacyjną lekturę, która nie jest obyczajówką lub komedią romantyczną, zapraszam na wagary, ale uwaga, powrót nie jest wcale taki pewny!
W ostatnich miesiącach Robert Ziębiński rozpieszcza swoich czytelników: rok temu ukazała się powieść sensacyjna Furia, pierwsza w Polsce i największa w Europie monografia poświęcona twórczości Stephena Kinga Stephen King. Instrukcja obsługi, w grudniu zbiór opowiadań Piosenki na koniec świata, w marcu horror młodzieżowy Czarny Staw, a na wrzesień zapowiedziana jest powieść kryminalna Lockdown. Oprócz tego autor ma na koncie inne książki i opowiadania w zbiorowych antologiach. Od 2017 roku jest redaktorem naczelnym polskiej edycji „Playboya”, pracował między innymi w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku” i „Przekroju”. Prowadził też portal popkulturowy dzikabanda.pl. Dzień wagarowicza to slasher z krwi i kości, czerpiący obficie z chwytów gatunku, skierowany raczej do osób lubiących tę konwencję i zabawy z nią.
„Rozkwitały jabłonie i grusze…”
Zbliża się pierwszy dzień wiosny, dzień wagarowicza 1956 roku. Inga Ochab, córka wysoko postawionego działacza PZPR, planuje uczcić go tygodniowym pobytem z przyjaciółmi w partyjnej daczy położonej w mazurskiej głuszy nad jeziorem Śniardwy. Realizacji planu sprzyja nagła śmierć Bieruta, w wyniku której jej ojciec zgadza się na wyjazd, chcąc uchronić córkę przed prawdopodobnymi problemami, mogącymi mieć miejsce w Warszawie. Nie wie jednak, że prawdziwe kłopoty czekają młodzież dokładnie tam, dokąd się wybierają.
Były lekarz AK i partyzant Roman „Trop” Kielecki, od kilku lat mieszkający w tych okolicach, próbuje znaleźć spokój po trudach wojny, śmierci żony i ukrywaniu się przed komunistycznymi siepaczami. Sam przeżył cudem, a teraz ma nadzieję na proste życie w zgodzie z naturą. Kiedy znajduje swoje konie martwe, zabite przez dziwne wielkie zwierzę, wie, że stało się coś poważnego. Dowiaduje się o śmierci i zaginięciu kolejnych osób, a na domiar złego do daczy przyjeżdża młodzież. Rozwiązanie zagadki będzie wymagało przelania krwi, ale Kielecki zrobi wszystko, by ratować licealistów, nawet córkę komunisty.
Kwintesencja gatunku
Ziębiński, jak na fana gatunku przystało, doskonale zna zasady gry, ale nie ma oporów przed naginaniem ich tam, gdzie mu to odpowiada. Łącząc polską rzeczywistość lat 50. (co prawda, raczej ją zarysowując, niż skupiając na szczegółach) ze schematami amerykańskich filmowych slasherów, stworzył przyjemną opowiastkę w sam raz na letnie popołudnie w hamaku – tego się właśnie spodziewałam i to dostałam. Znajdziecie tu czystą akcję i rozrywkę, a jeśli pojawiają się jakieś przemyślenia, to jest ich zbyt mało i są zbyt płytko nakreślone, by miały większe znaczenie. Narracja jest prowadzona stosowaną w filmach techniką symultaniczną, a więc wydarzenia są pokazywane z kilku punktów widzenia.
Bohaterowie są z jednej strony typowi, z drugiej wymykają się schematom. Grupa nastolatków w domku na odludziu to chyba najbardziej oczywisty motyw slashera, ale każde z nich ma jakieś cechy odróżniające ich od stereotypowej obsady filmu. Może Inga jest nieco zbyt poważna i dorosła jak na swój wiek, choć można tłumaczyć to wychowaniem przez jednego z najbardziej wpływowych ludzi w kraju. Roman to twardy człowiek z przeszłością, jakich wielu musiało być po II wojnie światowej. Naukowcy z tajnej radzieckiej placówki badawczej walczą między sobą o władzę i za nic mają ludzkie życie.
Mroczniej niż u Kinga?
Na skrzydełku okładki można znaleźć tę właśnie opinię i można się na niej zawieść, podobnie jak na wielu tego typu marketingowych tekstach. Dzień wagarowicza w ogóle nie przypomina książek Kinga, który nie pisuje slasherów. Wielu czytelników narzeka na powolny rozwój akcji w jego powieściach, ale dzięki temu, kiedy już coś zaczyna się dziać, oddziaływanie jest większe. W książce Ziębińskiego akcja pędzi od samego początku, trup ściele się gęsto, tak, że nawet nie ma za wiele czasu na wywołanie emocji. W najlepszych dziełach Kinga mrok znajduje się w człowieku i choć w przypadku recenzowanej powieści też można byłoby ostatecznie wysnuć taki wniosek, to jednak ten mrok rozpływa się w zwykłej jatce. To, czy opisane wydarzenia budzą strach, obrzydzenie czy inne emocje jest kwestią indywidualną, ale podejrzewam, że fanom slasherów może spodobać się ta pozycja. Morderca nie jest człowiekiem, jak w większości tego typu filmów – to tajemnicza bestia, której towarzyszy równie tajemniczy pies, dzięki czemu jest to również w pewnym stopniu animal horror.
Horror jest tak szerokim pojęciem, że można do niego zaliczyć twórczość autorów bardzo od siebie odległych. Ważne jest, aby precyzować swoje oczekiwania i być świadomym, że w marketingu kategoria horroru jest używana w sposób co najmniej niezrozumiały. Wydawcy często boją się tego słowa i na okładce ani razu ono nie pada: pojawia się „slasher” i „groza”. Dzień wagarowicza to powieść akcji, nie ma tu subtelnego budowania nastroju, jest tylko lęk bohaterów o życie i chęć przetrwania. To dobra książka w swojej kategorii, napisana sprawnie i zgrabnie, tylko zakończenie jest może trochę zbyt szybkie i nagłe. Ziębiński musiał dobrze się bawić przy jej tworzeniu.
Można obejrzeć Piątek, trzynastego, Koszmar z ulicy Wiązów, Halloween, Teksańską masakrę piłą mechaniczną, a nawet W lesie dziś nie zaśnie nikt, ale można też przeczytać Dzień wagarowicza i bawić się równie dobrze.
Redakcja: Sylwia Kłoda Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Dzień wagarowicza
- WYDAWCA - Rebis
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 276