Prequel cyklu „Igrzyska śmierci” to pozycja długo oczekiwana przez wielu czytelników. Każdy, kto pokochał opowieść o losach Katniss Everdeen, zapewne zechce ponownie przeżyć kolejne Głodowe Igrzyska. Czy warto? Koniecznie musicie sami się przekonać!

Myślę, że większość z Was chociaż kojarzy bestsellerową młodzieżową trylogię science-fiction „Igrzyska śmierci” chociażby z głośnych, wielokrotnie nagradzanych ekranizacji z Jennifer Lawrence w roli głównej. Ostatnia część została opublikowana w 2010 roku, a teraz, dziesięć lat później, nakładem wydawnictwa Media Rodzina ukazał się jej prequel. Zanim przejdę do recenzji Ballady ptaków i węży – parę słów o tym popularnym cyklu. Akcja Igrzysk śmierci rozgrywa się w państwie Panem, gdzie odbywają się właśnie 74. Głodowe Igrzyska organizowane przez kapitolińskie władze, aby ukarać mieszkańców dwunastu dystryktów za rebelię. Co roku dwanaście dziewcząt i dwunastu chłopców walczy ze sobą na śmierć i życie. Tylko jedno z nich może zwyciężyć, czyli zdobyć chwałę i majątek, ale przede wszystkim po prostu przeżyć. Walka dzieci o przetrwanie jest największą niesprawiedliwością i krzywdą – w końcu giną ci najbardziej niewinni – o czym przekonuje się Katniss Everdeen, zgłaszająca się za swoją młodszą siostrę. Tych, co nie czytali, gorąco zachęcam do poznania jej historii! Muszę dodać, że to jeden z moich ulubionych cyklów, więc nie mogłabym nie sięgnąć po najnowszą książkę Suzanne Collins.

Niesprzyjający los

Na pewno pamiętacie z poprzednich części potężnego prezydenta Coriolanusa Snowa, największego wroga Katniss. Ballada ptaków i węży skupia się właśnie na jego losach, ale nie jako wielkiego, groźnego prezydenta państwa Panem, a jako zwyczajnego, ambitnego, ale też walczącego o przetrwanie oraz pełnego wielu obaw, a nawet zdolnego do miłości chłopca. Akcja powieści rozgrywa się podczas dziesiątych Głodowych Igrzysk. Osiemnastoletni Coriolanus wraz z babką i kuzynką zamieszkuje rezydencję w Kapitolu, ale ich pozycja tak naprawdę jest tylko pozorna, gdyż ledwie wiążą koniec z końcem. Snow marzy o wielkiej karierze, do osiągnięcia której potrzebne są mu studia na Uniwersytecie. Jako że nie stać go na nie, jego jedyną szansą jest stypendium, o które musi walczyć z innymi uczniami Akademii – ta przynajmniej jest darmowa. Właśnie ma okazję, by się wykazać jako mentor podczas Igrzysk. Czy swoim sprytem i charyzmą przewyższy pozostałych?

Chłopak ma wielkie mniemanie o pozycji swojej rodziny, ale szybko przekonuje się, gdzie jest jego miejsce w szeregu, gdy jego podopieczną zostaje Lucy Gray, dziewczyna z Dwunastego Dystryktu – tego najsłabszego i najbiedniejszego. Okazuje się, że dziewczyna ma klasę, a ludzie ją uwielbiają. Może jednak los mu sprzyja i została jakaś nadzieja na stypendium? Przecież nie musi ona wygrać, co wydaje się nieosiągalne, by wykazał się jako świetny mentor… Jednak Coriolanus zaczyna darzyć swoją trybutkę coraz większą sympatią i na poważnie martwić się o jej nikłe szanse na wygraną, ponieważ przegrana oznacza przecież jej śmierć. Do czego jest zdolny chłopiec nade wszystko ceniący kapitolińskie życie, ale też walczący o przetrwanie oraz chwałę? Jakich wyborów dokona?

„Snow zawsze na szczycie”

Kiedy dowiedziałam się, że ukaże się prequel „Igrzysk śmierci”, trochę zdziwiło mnie, że jego głównym bohaterem będzie akurat Coriolanus, ale prędko przekonałam się do tego pomysłu. Nie przepadałam za nim w trylogii, zapewne jak większość z Was, lecz muszę przyznać, że polubiłam go w Balladzie ptaków i węży, mimo że budził we mnie od początku do końca dość mieszane uczucia. Jest to zagubiony chłopak, który stracił rodziców, pamięta wojnę, podczas której głodował, a życie po niej, nawet w Kapitolu, dalekie jest od bajki. Znając te fakty z jego życia, można lepiej zrozumieć, skąd jego niechęć do mieszkańców dystryktów i dlaczego obrał taką, a nie inną drogę. Ta pozycja daje czytelnikowi szersze spojrzenie na jego postać – przecież nikt nie rodzi się mordercą, prawda? Dzięki tej pozycji poznacie jego drogę do władzy oraz trudne decyzje, które musiał podjąć, aby pozostać na szczycie.

Genialnym pomysłem okazało się również odwrócenie ról, ponieważ w Balladzie ptaków i węży Igrzyska zostały ukazane od strony osób zamieszkujących Kapitol. Lecz to nie są te spektakularne, znane z pozostałych części cyklu Głodowe Igrzyska, będące ogromną imprezą – tutaj zostały obdarte z tej rozrywkowej otoczki. Wygranego trybuta nie czeka chwała i majątek, uczestnicy nie pławią się w luksusie przed walką na śmierć i życie, lecz są trzymani bez jedzenia w klatce dla małp w zoo. Dziesiąte Igrzyska będą jednak przełomowe – zobaczycie, jak to się stało, że zyskały taki rozgłos i stały się widowiskiem dla mieszkańców Kapitolu. Przedstawienia Igrzysk od tej strony jeszcze nie było – jak dla mnie świetna robota. Nie spodziewałam się, że autorka ma jeszcze tyle pomysłów do rozwinięcia. Zdziwicie się, kiedy dowiecie się, skąd się wzięła myśl na organizowanie Głodowych Igrzysk jako kary dla rebeliantów… Dodatkowo było sporo nawiązań do poprzednich części, do których miło było powracać myślami.

Jednak to już nie to samo

Mimo że z przyjemnością czytałam Balladę ptaków i węży, nie mogę powiedzieć, że przeżyłam tę historię, tak jak kilka lat temu lekturę trylogii „Igrzysk śmierci”. Pamiętam, jak niemal z wypiekami na twarzy zaczytywałam się w tych książkach, nie mogąc się od nich oderwać, do tej pory chętnie sięgam po filmy na ich podstawie. Ten cykl prędko zyskał miano moich ulubionych pozycji, lecz niestety Ballada ptaków i węży do nich nie trafi. Trudno mi powiedzieć, czy powodem jest gorszy poziom książki czy fakt, że mój gust czytelniczy zapewne się nieco zmienił – w końcu trochę czasu już minęło. Niemniej czytałam ten prequel z dużym zainteresowaniem – miło było wrócić do jednego z moich ulubionych cyklów, a książka stanowi naprawdę dobre dopełnienie historii Głodowych Igrzysk. Po prostu podczas lektury nie towarzyszyły mi już te same emocje, a wiadomo, że od swoich ulubionych pozycji oczekuje się najwięcej. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy gdybym teraz czytała poprzednie części, zakochałabym się w nich ponownie…?

Muszę dodać, że nie wszystko zyskało całkowite uznanie w moich oczach, ponieważ tempo akcji wydało mi się zbyt wolne – momentami nudziłam się, czekając na rozwój wydarzeń, czego nie odczuwałam podczas lektury poprzednich części. Jak czytało się cały cykl, naprawdę trudno jest nie porównywać – po prostu najzwyczajniej w świecie to już nie to samo co trylogia „Igrzysk śmierci”. Jestem szczerze zaciekawiona, czy inni fani też mają takie odczucia.

Oczywiście, Balladę ptaków i węży polecę przede wszystkim wielbicielom cyklu. Przyjemnie powrócić do ulubionych książek, a ta pozycja została naprawdę świetnie przemyślana. Jednak myślę, że osobom, które nie miały wcześniej styczności z trylogią, ta książka również może przypaść do gustu. Sytuacja Panem została dobrze wytłumaczona, a nawet poszerzona o różne fakty, i wiedza z poprzednich części nie jest raczej konieczna. Te powieści są skierowane do młodzieży, ale według mnie mogą przypaść do gustu także dorosłym, ponieważ poruszane kwestie wcale nie są łatwe ani czarno-białe. Gorąco zachęcam do sięgnięcia zarówno po prequel, jak i trylogię!

Redakcja: Anna Kurek
Korekta: Grzegorz Antoszek
  • TYTUŁ - Ballada ptaków i węży
  • TYTUŁ ORYGINALNY - The Ballad of Songbirds and Snakes
  • AUTOR - Suzanne Collins
  • TŁUMACZ - Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
  • WYDAWCA - Media Rodzina
  • ROK WYDANIA - 2020
  • LICZBA STRON - 544

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *