Z pewnością była autorką rokującą wielkie nadzieje w literackim światku przedwojennej Polski. Życie Zuzanny Ginczanki, gwałtownie zakończone w czasie II wojny światowej, stało się osią narracji książki Izoldy Kiec.
Miała „takiego bzika”
Autorka biografii zdążyła się zmierzyć z twórczością poetki, wydając w 2019 roku Wiersze zebrane, opracowanie dzieł Ginczanki z lat 1931–1944. Patrząc z perspektywy czasu na losy tej nietuzinkowej postaci, z pewnością należy traktować ją jako jeden z talentów literackich II Rzeczpospolitej, którego żywot, podobnie jak Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, w dramatycznych okolicznościach przerwała wojna. Choć Zuzanna Ginczanka nie jest znana szerszemu kręgowi odbiorców, z pewnością na jej korzyść przemawia fakt zainteresowania jej dziełami przez Juliana Tuwima i Witolda Gombrowicza.
Urodzona w Równem w 1917 roku Ginczanka młodość spędziła pod okiem babci ze strony matki, Klary Sandberg. Studentka pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego w trakcie nauki objawiła na łamach czasopism literackich – „Sygnałów” i „Szpilek” – zmysł obserwacji świata, gotowość do zmierzenia się z poważnymi tematami (nieraz o charakterze politycznym), jak i satyryczny, cięty język. Sama deklarowała: „Mam takiego bzika, co do pisania wierszy zmusza”. Najwidoczniej ten bzik otworzył jej drzwi do ulubionych kawiarni warszawskich literatów. Jeszcze przed rozpoczęciem studiów na Uniwersytecie Warszawskim, mając zaledwie 17 lat, otrzymała wyróżnienie w konkursie zorganizowanym przez „Wiadomości Literackie”. Po tym konkursie otrzymała swoisty „patronat” od Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego – jako nastoletnia dziewczyna prowadziła z poetami korespondencję, a ich protekcja doprowadziła ją do redakcji między innymi odnowionego w 1935 roku „Skamandra”. Ręka Tuwima zadziałała także przy wydaniu jedynego tomu wierszy Ginczanki: O centaurach.
Non omnis moriar
Przeczucia co do nadciągającej wojny napawały poetkę niepokojem, o czym dawała znać w swojej twórczości. Po wybuchu wojny trafiła do Lwowa, gdzie rozpoczęła pracę w Biurze Uzdrowiskowym. W 1940 roku trafiła do Związku Pisarzy Radzieckich Ukrainy, choć w jej biografii trudno szukać gorliwie uprawianej propagandy na rzecz Stalina. Dzięki wyjątkowej, zauważalnie semickiej urodzie była rozpoznawalna na ulicach miasta. Stanowiło to jeden z powodów jej nieszczęścia w momencie zajęcia Lwowa przez Niemców w 1941 roku. Zadenuncjowana przez dozorczynię, uniknęła aresztowania tylko dzięki przekupieniu ukraińskich policjantów przez męża, Michała Weinziehera. Nie omieszkała tego ująć w jedynym swoim wierszu z czasów okupacji, zaczynającym się od łacińskiej maksymy non omnis moriar.
Zmuszona do ucieczki, przeniosła się w 1942 roku do Krakowa. Dwa lata później Gestapo przystąpiło do aresztowań członków Polskiej Partii Robotniczej w mieście. W jednej z łapanek został ujęty Janusz Woźniakowski, grafik, bliski przyjaciel i prawdopodobnie największa miłość Ginczanki. Okoliczności aresztowania poetki nie są znane, wiele wskazuje na bezpośrednie zainteresowanie Niemców „Marysią Danilewicz” (okupacyjne nazwisko poetki) po ujęciu Woźniakowskiego. Była bita w więzieniu na Montelupich, ostatecznie wywieziono ją do obozu w Płaszowie, gdzie została rozstrzelana najprawdopodobniej 5 maja 1944 roku. W obawie przed zbliżającą się Armią Czerwoną Niemcy przystąpili do likwidacji KL Plaszow, w związku z czym systematycznie palono ciała ofiar, a popioły rozrzucono na wzgórzach obozu.
Dwie śmierci Ginczanki
Izolda Kiec prowadzi czytelników śladem „Tuwima w spódnicy” poprzez relacje i wspomnienia warszawskiej bohemy międzywojnia, teksty czasopism literackich i ostatnich świadków jej krótkiego życia. Struktura treści każdego z rozdziałów ma charakter mieszany i zawiera liczne wtrącenia. Autorka uzupełnia to dodatkowo skrzętnie zebranym materiałem ilustracyjnym, na który składają się nie tylko fotografie i przedruki z gazet, ale też fotokopie rozproszone po archiwach. Kiec przeprowadziła pogłębioną kwerendę na potrzeby swojej pracy, jednak nie należy traktować publikacji li tylko od strony naukowej. Zauważalna jest w języku biografii Ginczanki pasja do podjętego tematu i osobiste zaangażowanie. Trzeba mieć dużo determinacji, by dotrzeć do żyjących (w trakcie prowadzonych przez Kiec badań) świadków, odbyć często osobiste rozmowy, a nawet skomunikować na krótko przed śmiercią niegdyś znające się osoby. Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt to nie tylko klasyczna biografia prowadząca czytelnika przez życiorys, ale świadectwo wpływu bohaterki opowieści na wiele życiorysów. Całość ostała zamknięta w estetycznej, oryginalnie złożonej twardej okładce. Sam dotyk zachęca do sięgnięcia po książkę.
W jednym z wywiadów udzielonych „Dziennikowi Polskiemu” (19.01.2015 r.) Kiec podkreśla, że Ginczanka została podwójnie zabita: raz fizycznie, a potem skazana na zapomnienie w okresie powojennym, o czym świadczą choćby niejasne losy oryginalnej kartki papieru, na której Ginczanka zapisała swój ostatni znany wiersz z czasów wojny. Ostatni znany, gdyż Kiec wskazuje, poprzez relacje świadków będących blisko z poetką w ostatnich miesiącach jej życia, na istnienie zeszytów w których miała ona skrzętnie sporządzać notatki. Być może wojenna poezja Ginczanki jeszcze czeka na odkrycie.
Redakcja: Grzegorz Antoszek Korekta: Anna Kurek
- TYTUŁ - Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt
- WYDAWCA - Marginesy
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 423