Wydawało mi się, że trochę już w życiu przeczytałam, ale nie trafiłam jeszcze na książkę podobną do Zbója, który swoją oryginalnością zadziwia do dziś, a powstał prawie sto lat temu. Humor tak zręcznie miesza się z przemyśleniami narratora/bohatera, że nie waham się stwierdzić, że dziś Walser publikowałby świetne pasty na swoim facebookowym fanpage’u.

Robert Walser (1878-1956), Szwajcar wychowany w dwujęzycznym otoczeniu, piszący po niemiecku, podejmował się różnych zawodów i często zmieniał miejsce zamieszkania –  urodził się w Biel, przenosił się między innymi do Berna, Bazylei, Stuttgartu, Zurychu i Berlina, gdzie przeżywał swój krótki okres sławy. Przez trudną sytuację finansową rodziny został zmuszony do porzucenia edukacji i rozpoczęcia pracy zarobkowej. Najpierw jego matka, a później dwaj z trzech braci zmagali się z problemami psychicznymi, które nie ominęły również Roberta. W latach 20. XX wieku nasilały się jego kłopoty ze zdrowiem – w 1929 roku zdiagnozowano u niego schizofrenię i umieszczono w zakładzie w Waldau, a od 1933 do śmierci, zgodnie z własną wolą, przebywał w zakładzie w Herisau.

Ostatnia powieść Walsera nie została wydana za jego życia, ale odtworzono ją lata po jego śmierci, co musiało być nie lada wyzwaniem. Autor posługiwał się bowiem osobliwą techniką pisarską – wymyśloną przez siebie metodą ołówkową polegającą na pisaniu maleńkimi (2 mm) literami pisma gotyckiego zaostrzonym ołówkiem. Pisał na wszystkim: na gazetach, pocztówkach, listach, wizytówkach i wielu innych rodzajach papieru i dokumentów, tworząc tak zwane mikrogramy, z których część przepisywał i publikował. Walser osiągnął największą popularność w latach 1906-1909 (jeszcze przed wynalezieniem swojej metody), kiedy wydał trzy powieści i wiele krótkich utworów w prasie. Mimo późniejszych prób wzbudzenia zainteresowania odbiorców jego twórczość zaczęła odchodzić w zapomnienie, ale jego oryginalny styl i technika tak bardzo różniły się od ówczesnych przyzwyczajeń niemieckiego czytelnika, że może nie ma się co dziwić. W Polsce proza Walsera jest wydawana od lat 70., w przeważającej większości w tłumaczeniu Małgorzaty Łukasiewicz.

„Jeśli nas nie rozumiesz, nie ma to nic do rzeczy”

Nie wiem, czy będę w stanie w kilku słowach powiedzieć, o czym jest Zbój – to nie jest tradycyjna powieść, nie ma tu więc ciągłej fabuły i historii toczącej się od początku do końca. Sama postać narratora/bohatera jest już problematyczna, ponieważ autor, opowiadając o losach zbója, posługuje się zarówno trzecią osobą liczby pojedynczej, jak i pierwszą osobą liczby pojedynczej i mnogiej, tak więc „on” miesza się z „ja” i „my”. Walser subtelnie wplata w tok opowieści wątki autobiograficzne, które bez objaśnień tłumaczki prawdopodobnie umknęłyby większości czytelnikom. Czasem można odnieść wrażenie, że pierwszoosobowy narrator to rzeczywiście zbój, a czasem wręcz przeciwnie. Do pewnego stopnia można też utożsamiać narratora/zbója z samym autorem, co zresztą on sam ułatwia.

Powieść składa się z wielu pomniejszych opowieści, zaczętych, ale niedokończonych historyjek, dygresji i przemyśleń. Zbój poznaje kolejnych ludzi, pragnie zdobyć uznanie kobiet, prowadzi beztroskie życie, wędrując, bywając w kabaretach i próbując zrozumieć siebie i świat. Jego kolejne podboje miłosne przerywane są przez wtręty narratora komentującego wydarzenia i osobę zbója, a także zmieniającego temat bez żadnego powodu. Nie ma tu ciągów przyczynowo-skutkowych, jest za to impuls, nagłe natchnienie, luźne skojarzenie, które nagle prowadzi do zupełnie innej opowieści. Warto dać szansę tej powieści choćby dla samych komentarzy narratora: „Wyrażam się tak zawile po to, by wypełnić czas, muszę bowiem zdobyć się na książkę jako tako obszerną, gdyż w przeciwnym razie będę jeszcze bardziej pogardzany niż jestem” (s. 93-94) czy „Nasza historia nie ma w ogóle nic wspólnego z wojskiem, porusza się w obrębie cywilizowanego społeczeństwa” (s. 146).

Unikalny autor i wyjątkowe dzieło

Jak wielu twórców wyprzedzających swoje czasy, Walser nie został doceniony za życia, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że również dziś nie cieszy się wielką popularnością, nie mogło być inaczej. Sama poznaję go dopiero teraz, ale już wiem, że będę musiała sięgnąć po jego inne książki. Zbój jest z jednej strony lekki i swobodny, ma się wrażenie, że płynie się przez tekst, ale jednocześnie trzeba się mocno skupić, aby nie stracić orientacji. Ciągłe zmiany narratora i przeskakiwanie z wydarzenia do wydarzenia mogą być trudnościami nie do przeskoczenia dla czytelników przyzwyczajonych do bardziej konwencjonalnych form. Walser był eksperymentatorem i taki, a nie inny kształt książki jest wynikiem jego niezwykłej techniki pisarskiej. Również język odchodzi od utartych kanonów – swobodny, miejscami potoczny, zbliża powieść do spontanicznego monologu. Aż trudno uwierzyć, że powstała sto lat temu. Dopiero trafiając na tego typu eksperymenty, można naprawdę zrozumieć, a nie tylko wiedzieć, jak olbrzymia zmiana dokonała się w literaturze przez ten czas.

Skoro nie ma tu fabuły, nie ma bohaterów ani akcji, to co zostaje? Zabawa słowem, czysta przyjemność podążania za własnymi myślami, obserwowanie, dokąd zawiodą tym razem, oraz analiza wspomnień i emocji. Tak przynajmniej wyobrażam sobie proces twórczy Walsera piszącego swoje mikrogramy, które złożyły się później na Zbója. Czytając tę powieść, można poczuć się jak podczas rozmowy z dawno niewidzianym przyjacielem z rodzaju tych ciągle mówiących, która szybko przestaje być dialogiem. Chwilami może męczyć, ale jest w tej opowieści coś, co każe słuchać i nie pozwala się nudzić. Autor jest pogodnym i jednocześnie ironicznym obserwatorem życia zewnętrznego i wewnętrznego, a w połączeniu z jego swobodą wypowiedzi powstaje dzieło, które sto lat temu chyba rzeczywiście nie mogło zostać docenione.

Mały manifest

Do zdrowych zwracam się z następującym wezwaniem: Nie czytajcie wiecznie tylko tych zdrowych książek, zaznajomcie się wreszcie z tak zwaną literaturą chorobliwą, skąd może zaczerpniecie istotne doświadczenia. Zdrowi ludzie powinni zawsze poniekąd coś ryzykować. Po co, na ranyjulek, być zdrowym? Żeby pewnego dnia z tego zdrowia umrzeć? Do diabła, niewesoły los… (s. 75).

Może nie określiłabym Zbója mianem literatury chorobliwej, ale jest niewątpliwie książką, o której, parafrazując, mogłabym powiedzieć: Nie czytajcie wiecznie tylko tych „zwykłych” książek, dajcie czasem szansę czemuś nowemu, wymykającemu się gatunkom i utartym schematom. Akurat ta powieść jest przeznaczona raczej dla bardziej wyrobionego czytelnika, ale ten proces warto kiedyś zacząć, więc dlaczego nie od Zbója?

Redakcja: Sylwia Kłoda
Korekta: Grzegorz Antoszek
  • TYTUŁ - Zbój
  • TYTUŁ ORYGINALNY - Der Räuber
  • AUTOR - Robert Walser
  • TŁUMACZ - Małgorzata Łukasiewicz
  • WYDAWCA - Państwowy Instytut Wydawniczy
  • ROK WYDANIA - 2020
  • LICZBA STRON - 192

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *