Przeglądam grzbiety książek i czytam tytuły… O! Miasto biesów, intrygujący tytuł. W podtytule: Czekając na powrót cara, ale co w rzeczywistości jest w środku? Zaintrygowanych tak, jak ja, zapraszam do przeczytania poniższej recenzji.
Pierwsze spojrzenie
Z okładki spogląda młoda dziewczyna w chuście, patrzy prosto na czytelnika, skupiając jego uwagę na swoich oczach. Jest w tłumie innych osób, widać dwóch duchownych, jakieś światła (miasta?), czyżby to jakaś demonstracja? Chyba tak. W dłoniach trzyma obraz. Bez wątpienia to portret cara Mikołaja II, ostatniego cara Rosji.
Tylko kim są tytułowe biesy? Gdzie jest ich miasto? Czy dziewczyna z okładki czeka na cara? Nie pozostaje nic innego, jak otworzyć książkę Jawłowskiego i wgryźć się w jej treść, by znaleźć odpowiedzi.
Drugie spojrzenie
Gdybyście szli ulicą i natknęli się na procesję kilku tysięcy zwolenników monarchii wielbiących jakiegoś króla, weźmy za przykład jednego z trzech królów wojennych – Władysława IV Wazę – jaka byłaby Wasza reakcja na ten widok? Co byście pomyśleli? A jeśli napiszę, że w Rosji istnieje ruch osób, które postrzegają Mikołaja II jako kogoś wyjątkowego? Czy znajdzie się ktoś, kto pomyśli – „Rosja to stan umysłu”?
Jak wiemy, ostatniego cara wraz z całą rodziną zamordowali bolszewicy, kończąc pewną epokę w dziejach Rosji i świata. Po tym nastało ponad 80 lat komunizmu, który wszelkie wspomnienia po starych porządkach próbował zepchnąć w niepamięć, a przynajmniej obrzydzić. Mimo to w Rosji grupa osób skupiła się wokół (pamięci o) ostatniego władcy z dynastii Romanowów. Wyjaśnieniem tego zjawiska zajął się Albert Jawłowski, adiunkt na Uniwersytecie Warszawskim który, jak przeczytamy na odwrocie w jego krótkiej biografii, na Rosji zjadł zęby.
Wnikliwe spojrzenie
Książka napisana jest typowym stylem reportażowym ze wszystkimi jego zaletami i wadami. Zastanawiam się, czy nie lepsza byłaby bardziej naukowa forma, ale rozległość zagadnienia wymuszałaby z drugiej strony zbudowanie całego zespołu badawczego złożonego z różnych specjalistów: politologów, psychologów, kulturoznawców, językoznawców, socjologów, historyków i innych. Reportaż jest zdecydowanie lżejszy i łatwiejszy w przedstawieniu przynajmniej zarysu charakterystyki zjawiska. I tu warto wspomnieć, że książka została napisana w ostatnich miesiącach, czyli jest świeża, pachnąca tuszem, ponieważ znalazła się w niej wzmianka o tegorocznej pandemii.
Jawłowski wprowadza czytelnika w klimat zjawiska, a to wcale nie jest marginalne czy w recesji. Upadek komunizmu w Rosji to chaos, brak stabilności i ogólne zubożenie społeczeństwa, a pojawienie się chociażby organizacji kozackich, które nigdy przychylnie nie patrzyły na czerwonych carów, przywraca pamięć o dawnym ustroju. Car z rodziną zginęli w Jekaterynburgu, później przemianowanym na Swierdłowsk, od nazwiska człowieka, który miał wykonać egzekucję Romanowów. Przypadek czy nie, ale faktem jest, że właśnie tutaj, w Swierdłowsku, Borys Jelcyn stawiał swoje pierwsze polityczne kroki. Co więcej – to za jego władzy w mieście wyburzono dom kaźni carskiej, rozniecając jeszcze płomień kultu. W grze o pamięć po carze biorą udział potężni gracze: najwyższe władze cywilne, śmietanka finansowa Rosji, a także wierchuszka prawosławna. To biesy, które podejmują zakulisowe kroki, układy, relacje, związki, przejmowanie kontroli i wszystko to, co skrywane jest w milczeniu przed ludźmi, którzy na to patrzą.
Wszystkie nitki, choć splątane, kierują się ku najwyższej władzy w Rosji, która jeśli nie kontroluje, to przynajmniej trzyma rękę na pulsie rzeszy ludzi, którzy skupili się wokół Mikołaja II, nadając mu charakter niekiedy równy samemu Jezusowi. Jest przecież tak podobny do Zbawiciela – zdradzony przez poddanych, osamotniony i męczeńsko zabity. Kolejna w historii filozoficzno-religijna otoczka połączona z cerkiewnymi interesami, które współgrają z oczekiwaniami rządu rosyjskiego, mógłby ktoś powiedzieć. Ale są także ludzie, którzy w to wierzą, tak jak dziewczyna z okładki, ta idąca wśród popów na pochodzie. Ludzie zagubieni, szukający natchnienia, wybaczenia, drogi życiowej, pocieszenia, wyciszenia. Zwykli ludzie, tacy jak my.
Osoby wypatrujące choć słowa o księżniczce Anastazji, która miała cudem się uratować, nie znajdą jednak o niej tutaj. Szkoda, że autor nie zajął się tym wątkiem, który choć interesujący dla ludzi Zachodu, może nie występować w Rosji, choćby z tego powodu, że ocalenie nie pasowałoby do męczeńskiej wizji śmierci całej rodziny carskiej. Samo ocalenie było zresztą komentowane w zasadzie tylko poza Rosją, ponieważ władzom sowieckim było bardzo nie na rękę.
Ostatnie spojrzenie
I tu przerwę chaotyczne i na skróty opisywanie treści i własne refleksje, ponieważ dalsze brnięcie w tym kierunku jest karkołomne. Wielowątkowość i wielowarstwowość wciąż zmieniającego się zjawiska nie jest łatwa do opisania, szczególnie bez wnikliwych badań. Jednakże reportaż ma przybliżyć odbiorcy poruszony w nim temat i Albertowi Jawłowskiemu bezsprzecznie ta sztuka się udała. Temat jest już sam w sobie ciekawy, a to połowa sukcesu, druga to wybranie formy reportażu. Nie będę też ukrywał, że zabrakło mi ilustracji, ale Internet w telefonie i wpisanie kilku haseł od razu podsunęło mi twarze znaczniejszych postaci oraz miejsc, w których dzieje się akcja. Brak da się więc nadrobić własnym sumptem.
Redakcja: Grzegorz Antoszek Korekta: Sylwia Kłoda
- TYTUŁ - Miasto biesów. Czekając na powrót cara
- WYDAWCA - Wydawnictwo Czarne
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 256