Jadłonomia po polsku to trzecia książka kucharska Marty Dymek dotycząca kuchni roślinnej, tym razem w tradycyjnej, polskiej odsłonie. Bez dziwactw i wyrzeczeń. Dowiecie się z niej, jak zrobić wege rosół, bigos czy gofry. Ja – prawdziwy mięsożerca, mimo początkowych wątpliwości, podjęłam się jej zrecenzowania, a książkę kucharską ocenia się tylko w jeden sposób – sprawdzając przepisy!
Jadłonomia… została podzielona na trzy części. Z pierwszej dowiecie się, jak dobrze gotować warzywa strączkowe, kaszę i ryż oraz co to jest ta cała aquafaba i jak sobie z nią radzić. Jest też kilka słów o przygotowaniu grzybów – w sam raz na jesień!
Część druga to oczywiście przepisy. Bardzo spodobał mi się sposób uporządkowania. Nie ma tu podziału na przystawki, zupy, dania główne i desery, ale na prawdziwie polskie pory roku: przedwiośnie, wiosnę, lato, jesień, przedzimie i zimę. Jeśli, tak jak ja, nie lubicie jeść bakłażanów w maju, a w listopadzie zajadacie się kiszonkami zamiast sałaty lodowej, to jest to coś dla Was!
W trzeciej części zmieściły się przepisy dodatkowe, podziękowania i przeprosiny, lista przepisów (bardzo pomocna!) oraz indeks.
Zaczynamy gotowanie! Książka trafiła do mnie latem. Zaraz po pierwszych oględzinach (cudowna grafika i świetne zdjęcia!) pozaznaczałam przepisy, które chciałabym wypróbować. Sporo tego było, bo wszystko wyglądało tak apetycznie, a świeże warzywa i owoce kusiły nawet Wielkiego Mięsożercę.
Dzień I
Po zapoznaniu się z tajnikami aquafaby stwierdzam, że jest ona podstawą kuchni wege. Kupuję więc masę ciecierzycy i pichcę tę tajemniczą miksturę. Część zostawiam, część redukuję. Mam w planach upieczenie wege bezy, choć nawet zwykła jakoś nigdy nie chce mi wyjść taka, jak trzeba…
Dzień II
Dochodzę do wniosku, że jednak bez aquafaby da się żyć. Co teraz zrobić z taką ilością ciecierzycy? Część idzie na hummus, ale ten robię jak zwykle. W książce jest sporo przepisów na pasty kanapkowe, ale jak przystało na Jadłonomię po polsku, hummusu tu nie znajduję. Za to w części „Zima” trafiam na przepis na pieczoną ciecierzycę. Strzał w dziesiątkę! Każdy lubi czasem pochrupać co-nieco przed serialem lub filmem. A jednak po zjedzeniu paczki chipsów czy solonych orzeszków zwykle dosięgają nas wyrzuty sumienia. Pieczona ciecierzyca nie jest od nich gorsza! Ba, może nawet i lepsza! Możecie ją doprawić, czym tam sobie chcecie: solą, papryką w proszku, chilli. Tylko wyobraźnia Was ogranicza.
Dzień III
Przypominam sobie o aquafabie. Nadal boję się brać za bezę, więc szukam innego przepisu, w którym gra ona pierwsze skrzypce. Trafiam na wegańskie „naleśniki doskonałe”. Zgodnie z zapewnieniami autorki robi się je łatwo i pachną jak te na jajkach i mleku. Cóż z tego, kiedy jeden za drugim muszę zdrapywać z patelni? Co poszło nie tak?! Nie daję się wpędzić w rozpacz i zagęszczam ciasto dodatkową porcją mąki, dodaję maliny i smażę PRZE-PY-SZNE wege placuszki malinowe. Pani Marto – mogę dać przepis!
Dzień IV
Nadal mam ciecierzycę. I zero pomysłu na nią. Z ratunkiem przychodzi mi „Przedwiośnie” i „marynowana ciecierzyca do wszystkiego”. Jest świetna, naprawdę, tylko nie żałujcie ziół, czosnku i cebuli. Ja naładowałam, ile się zmieściło i wyszło pyszne. Rada: nie martwcie się, jeśli po kilku dniach w lodówce ciecierzyca będzie wyglądała, jakby zmieniła się w smalec. W tej temperaturze oliwa gęstnieje i robi się mętna. Wystarczy kilkanaście minut w temperaturze pokojowej, by ciecierzyca odzyskała dawny blask.
Dzień V
Jak co roku działkowców zaskoczył urodzaj cukinii. Babcia znowu wcisnęła mi dorodnego, zielonego „kabana” (to jej słowa!). Jak długo można jeść na śniadanie smażoną cukinię, na obiad placki z cukinii, na deser brownie z cukinii, a na kolację pasztet z cukinii? Cóż, działkowcy twierdzą, że do ostatniej sztuki. Jadłonomia… rozwiązuje również ten problem! Bigos z cukinii jest boski, a idzie na nią tak dużo tego cennego warzywa, że nie będziecie musieli wymyślać kolejnych potraw. Pycha!
Dzień VI
Po cukiniowym obżarstwie nadal mam ochotę na coś psiankowatego. Uwielbiam bakłażany! Kiedy jest na nie sezon, zajadam się Omdlałym Imamem i różnymi potrawkami z tym wyjątkowo ładnym warzywem w składzie. Dzięki Jadłonomii… odkryłam jednak najlepszą rzecz, jaką jadłam od dawna: kawior z bakłażana! Gruba warstwa tego specjału na kromce ciemnego chleba zadowoli nawet najbardziej wyrafinowane podniebienia! Dzięki Ci, Marto Dymek, za ten przepis!
P.S. Dodałam sporo chilli.
Dzień VII
Otwieram lodówkę i długo wpatruję się w czekającą na zużycie resztkę aquafaby. Miałam piec bezę…
Wyjmuję słoik i wylewam jego zawartość do zlewu. Nie podejmę się tego wyzwania. Jestem za cienka w uszach. A wyrzuty sumienia tłumię zdaniem: „zapewne i tak już się zepsuła”.
Epilog
Jadłonomia… zagościła w mojej pełnej mięsa kuchni i zostanie w niej na stałe. Raczej nie zostanę weganką, jednak przepisy Marty Dymek są tak smaczne i inspirujące, że z powodzeniem mogą urozmaicić mój jadłospis. A dziś na obiad schabowe z kalafiora (s. 118 – „Lato”). Trzymajcie kciuki i smacznego!
Redakcja: Sylwia Kłoda Korekta: Anna Kurek
- TYTUŁ - Jadłonomia po polsku
- WYDAWCA - Marginesy
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 280