Chyba mało który rok w historii ludzkości był tak trudny, jak 2020. I zdawać by się mogło, że Wydawnictwo Prószyński i S-ka wydało podręcznik przetrwania w warunkach ekstremalnych, odpowiadając na zapotrzebowanie. Czy tak jest rzeczywiście?

Deficytowy papier toaletowy

Kiedy przyszedł do mnie zestaw od Wydawnictwa Prószyński i S-ka, składający się, poza książką, z wielofunkcyjnego komina (robi mi teraz za maseczkę) i zgrabnego scyzoryka (ile on już otworzył przesyłek z książkami), najbardziej fascynująca była dla mnie okładka książki – na pomarańczowym tle elegancko zawieszona rolka papieru toaletowego… w barwach maskujących. Byliśmy świeżo po doświadczeniach pierwszej fali pandemii, kiedy papier toaletowy urósł do rangi symbolu przetrwania strasznych czasów. Pomyślałem, że to będzie lektura o przetrwaniu oraz że komandosi i inni chłopcy z sił specjalnych sprzedali w niej normalsom swoje doświadczenia z tego, czym zastąpić deficytowy artykuł, czy coś podobnego.

No i nie, książka nie jest jednak o tym. Zapomnijcie. Nawet podtytuł, czy jak to tam nazwać, który brzmi: Jak w skrajnych sytuacjach pozostać w jednym kawałku, zachować zmysły i nie złapać infekcji, jest mylący. Owszem, doskonale ilustruje zawartość książki, ale w sposób zupełnie inny, niż ktokolwiek, kto spogląda na okładkę, mógłby sobie wyobrażać. I wiecie, co? Ja nie byłem zawiedziony.

Za kotarą odwagi

Mary Roach, autorka licznych bestsellerów z gatunku literatury popularnonaukowej, zabrała się do spraw wojska, ale nie od strony bojowej. Samo strzelanie, zabijanie i dowodzenie niewiele ją interesuje, za to pocenie się, sen i sprawy (jak to nazywa mój kuzyn) incydentów kałowych, i owszem. Z uwagi na fakt, że napisała pozycję o badaniu seksu (Bzyk), także ten temat przewija się przez spis treści. I znów nie tak, jak można by chcieć/myśleć/spodziewać się.

Dopuszczając do głosu naturę faceta (jakbym ją kiedyś uciszał), mogę i muszę powiedzieć, że autorka szokująco blisko pokazała problemy, z jakimi mierzą się żołnierze, którzy utracili to, co biologicznie definiuje mężczyznę. Rekonstrukcja penisa z tkanki policzkowej wstrząsnęła mnie, jak nic wcześniej. Nawet fakt, że komandosi czasem narobią w gacie, nie był dla mnie tak szokujący. Pozyskiwanie tkanek, operacja, rekonwalescencja tych biedaków są z jednej strony interesującym tematem, którego poruszanie jest bardzo potrzebne, ale z drugiej… Powiem tak – facet odczuwa empatię właśnie w takich momentach.

Co jeszcze ciekawego? O, wykorzystanie zwłok do badania skutków wybuchów min pod pojazdami bojowymi; konsekwencje chronicznego braku snu na okrętach podwodnych z bronią jądrową na pokładach; szkolenie sanitariuszy. Same ciekawe rzeczy, w dodatku rzeczy ważne i potrzebne, których jednak zwykle się nie zauważa, bo jakoś tak… Biegunka nie jest czymś, czym chwali się żołnierz, wracając z wojny do domu.

Kobieta o wojsku

Dawno temu, w innej bajce i na łamach innego portalu napisałem, że nie lubię, jak kobieta pisze o wojsku. I trzymam się tego z jedynym wyjątkiem – Łez diabła Magdaleny Kozak. W przypadku Do boju! zdania również nie zmieniam. Skoro czas na wypominki, to co mi przeszkadzało? Szczerze mówiąc, nie podszedł mi styl. Autorka jest nieco (?) infantylna w swojej narracji. Może nie jestem przyzwyczajony do anglosaskiego poczucia humoru? Może nie lubię, kiedy każdą stresującą lub niezręczną sytuację maskuje się lub rozładowuje dowcipem? A może niektóre teksty same były niezręczne? Nie umiem określić, który z czynników miał większy wpływ na mój odbiór książki. (Inna sprawa, że ciągłe komentarze w stylu „przystojny, ale nie za bardzo” w stosunku do mężczyzn kazały mi się zastanowić, czy autor-mężczyzna mógłby sobie tak pisać o kobietach, z którymi rozmawiał: „była ładna, ale urodą radiową”).

Nie wiem też, na ile winę za mój w sumie niechętny odbiór książki w warstwie językowej ponosi tłumacz. Niestety – wojsko to moja pasja od ponad dwu dekad i z terminologią jestem obyty. W Do boju! był z językiem spory problem. Pomylić pokłady na okręcie z przedziałami; przekładać angielską class na „klasę”, a nie „typ”; i jeszcze kilka takich kwiatków by się znalazło – to jest jednak poważny błąd. Nie mam jednak oryginału angielskiego, by porównać i kategorycznie stwierdzić, że jest to błąd pana Bartosza Sałbuta, czy jednak to wina autorki.

Książka jest ciekawa, interesująca, zajmująca, porusza ważne problemy, zwykle pomijane w narracjach o wojnie. Nie jest tym, czym wydaje się być na pierwszy rzut oka. Porusza. Same plusy. Szkoda, że ma też poważne minusy, które osobie obeznanej z tematyką wojskową potrafią zepsuć przyjemność z lektury.

Redakcja: Sylwia Kłoda
Korekta: Anna Kurek
  • TYTUŁ - Do boju! Jak w skrajnych sytuacjach pozostać w jednym kawałku, zachować zmysły i nie złapać infekcji
  • TYTUŁ ORYGINALNY - Grunt: The Curious Science of Humans at War
  • AUTOR - Mary Roach
  • TŁUMACZ - Bartosz Sałbut
  • WYDAWCA - Prószyński i S-ka
  • ROK WYDANIA - 2020
  • LICZBA STRON - 320

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *