Lubię natrafiać na elementy horroru w literaturze pięknej, która oficjalnie obok tego gatunku nigdy nie stała. Przecież wątek biernej, pozbawionej woli oporu mikrospołeczności odciętej od świata i rządzonej przez enigmatycznych wojskowych budzi to samo uczucie niepokoju.
Ádám Bodor (ur. 1936) był autorem zupełnie mi obcym, ale czasem przypadek sprawia, że sięgam po coś spontanicznie. Tak było z Okręgiem Sinistra (1992), który został wznowiony po dwudziestu latach od pierwszego polskiego wydania. Należący do mniejszości węgierskiej w Rumunii Bodor we wczesnej młodości był antykomunistą i więźniem politycznym i studiował teologię protestancką w Klużu-Napoce. Od 1982 roku mieszka na Węgrzech. Niniejsza powieść jest jedną z czterech wydanych dotąd w Polsce, pozostałe to: Z powrotem do uszatej sowy (1997, pl. 2007), Wizyta arcybiskupa (1999, pl. 2002) i Zapach więzienia (2001, pl. 2004).
Wszędzie i nigdzie
Książka składa się z piętnastu rozdziałów przypominających osobne, powiązane ze sobą opowiadania. Ich anonimowy narrator przybywa do okręgu Sinistra gdzieś na pograniczu rumuńsko-ukraińskim w poszukiwaniu swojego adoptowanego syna Béli Bundasiana, który od jakiegoś czasu jest tam stażystą. Otrzymuje zakwaterowanie w ruinach młyna i rozpoczyna pracę w skupie owoców. Dostaje też nowe nazwisko – Andrej Bodor. Stopniowo zdobywa zaufanie strzelców górskich, jednostki wojskowej sprawującej tam władzę, z pułkownik Cocą Mavrodin na czele. Nawiązuje też kontakty z cywilnymi mieszkańcami, którzy prowadzą swoje senne życia, uzależniając je od otrzymywanych rozkazów.
Przejście graniczne otwarte tu jest tylko raz w tygodniu przez kilka godzin. Okręg rządzony jest żelazną ręką Puiu Borcana, a po jego śmierci Coki Mavrodin. Bodor raz cieszy się jej względami, raz nie, więc żyje w zawieszeniu i nie wie, czy następnego dnia nie przyjdą nowe rozkazy odbierające wolność. Zresztą wszyscy w okręgu Sinistra żyją w podobnym marazmie. Niektórzy po cichu myślą o opuszczeniu tego miejsca, inni pogodzili się już z losem. Kaprysy władzy są zmienne i nieprzewidywalne, dyktatura złamała już prawie każdego.
Liliowa czerń
Sięgnęłam po Okręg Sinistra, nie wiedząc zupełnie nic ani o autorze, ani o książce. No dobrze, może jednak nie wybierałam zupełnie na ślepo – jakkolwiek to brzmi, skusiła mnie okładka, takie właśnie klimaty lubię najbardziej. Okazało się jednak, że ilustracja jest bardziej symboliczna niż oddająca rzeczywiste miejsce akcji, które prezentuje się raczej tak:
Na liliowym nieboskłonie lśniła tylko, jak ślady nart na przełęczy, podwójna pomarańczowoczerwona, rozświetlona słońcem wstęga smugi kondensacyjnej. Drogomistrz znów zasiadł w otwartym oknie. Czekał na Elvirę Spiridon. Nad przełęczą unosiły się pierwsze wiosenne zapachy, z lasu, nawet po zachodzie słońca, dobiegało ćwierkanie ptaków. Jakiś czas później nad krytym gontem dachem domu Severina Spiridona pojawiła się smużka dymu. Prawie nie było wiatru, szła więc prosto w górę, srebrną wstęgą otulając księżyc.
„Nie ma co dłużej czekać – pomyślał drogomistrz Andrej Bodor. – Przecież dziś wszedł w życie zakaz opuszczania domów” (s. 172).
Jednak jeszcze na tej samej stronie pojawia się inny obrazek:
W jednej z kolein w pobliżu domu Andrej znalazł oko. Samotna, oblepiona pyłem gałka oczna pływała w żółtej, błotnistej wodzie. Było to jednak prawdziwe oko. Pewnie spadło z którejś z krytych plandeką ciężarówek. Mieniło się takimi samymi brunatnymi refleksami jak oko człowieka ligi.
Strzeżony okręg Sinistra jest miejscem jednocześnie pięknym i przerażającym, choć niepokój budzą raczej szczegóły, takie właśnie jak zjawiająca się znienacka gałka oczna. To miejsce jakby wycięte ze świata, położone gdzieś w Karpatach, wszędzie i nigdzie. Wbrew pozornej sielskości panuje tu wiele okrucieństwa, którego część wynika z trudnych warunków środowiska naturalnego, ale zdecydowaną większość ludzie, czy chcieli, czy nie, zgotowali sobie sami. Nie są panami świata, nie mają go pod kontrolą, to raczej oni muszą się dostosować albo przyroda znajdzie sposób, aby dobrze wykorzystać ich pozostałości. Wszystko tu mieni się kolorami tęczy: liliowym, zielonym, pomarańczowym, czerwonym i złotym, ale każdy z nich jest podszyty czernią i szarością. Momentami rzeczywistość jest prawie oniryczna, choć jeśli przypomina sen, to raczej koszmar.
Realne i nierealne
Poczucie zagubienia wzmaga nielinearnie prowadzona fabuła. Klaustrofobiczna i nierealna atmosfera nie dusi, ale daje się podskórnie odczuć, więc stwarza fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Podczas lektury można się poczuć jak mieszkańcy okręgu Sinistra – niby wszystko jest normalnie, tyle że nie do końca. Wszyscy na coś czekają: na okazję, na zmianę, na odwagę, na koniec, na początek, na cokolwiek. Są jak umierające w locie ptaki, które aż do upadku myślą, że przecież żyją i lecą, więc jakoś to mimo wszystko będzie. Czekanie urozmaicają bezsensowne rozmowy i uczucia, mające tylko wypełnić czas.
Nic nie jest pewne i nie wiadomo, czy lub kiedy nadejdzie zmiana. Strzelcy górscy skutecznie trzymają cywilów w szachu. Jednak ten dystopijny ustrój jest rozmyty i w tym tkwi największa siła jego oddziaływania – coś na zasadzie stwierdzenia, że największym sukcesem Szatana jest sprawienie, że się w niego nie wierzy. Mieszkańcy co prawda widzą, że uwikłani są w dyktaturę, ale są tak wystraszeni i pozbawieni woli, że za późno już na akt buntu. Ciąży nad nimi jakby fatum, do którego pośrednio sami doprowadzili.
Jedyne jasne i mocne granice to te wyznaczające okręg. Poza tym to, co realne, miesza się z tym, co niesamowite, żywe z martwym, tragiczne z groteskowym. Świetnie to widać w przedstawionych wyżej fragmentach zawartych na tej samej stronie. Książka jest krótka, a język precyzyjny, a mimo to dzieje się dużo – Ádám Bodor dobrze wie, co i jak przekazać. Na pewno nie jest to powieść na jeden raz, bo poczucie zagubienia i pomijanie szczegółów bardzo jej szkodzi. Momentami rzeczywiście łatwo stracić orientację w toku fabuły, choć to tylko dwieście stron.
Moje pierwsze spotkanie z Bodorem muszę uznać za ambiwalentne. Być może nie poświęciłam Okręgowi Sinistra tyle uwagi, na którą zasługuje, i trochę rzeczy mi umknęło. Na pewno będę musiała to zmienić, a teraz wiem, jak podchodzić do twórczości tego autora. Czekam też na kolejne wznowienia, które, mam nadzieję, ukażą się nakładem Wydawnictwa Czarne.
Redakcja i korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Okręg Sinistra. Rozdziały pewnej powieści
- TYTUŁ ORYGINALNY - Sinistra körzet. Egy regény fejezetei
- TŁUMACZ - Małgorzata Komorowska-Fotek
- WYDAWCA - Wydawnictwo Czarne
- ROK WYDANIA - 2021
- LICZBA STRON - 208