Warszawa po raz kolejny ulega gwałtownym przemianom, na szczęście w tym momencie w sposób pokojowy. Język polski również zmienia się na naszych oczach. Zastanawiam się, jak odnalazłby się w dzisiejszej rzeczywistości bard stolicy – Stanisław Grzesiuk. Którą Warszawę wspominałby w pieśniach? Czy potrafiłby rozmawiać ze współczesnymi?
Król życia
Określenie „bard stolicy” kojarzy się z kimś, kto gra i śpiewa, ale tak w stylu bardów Solidarności. I jest to mylące porównanie. Bardowie Solidarności tworzyli nowe piosenki, Grzesiuk grał i śpiewał przedwojenne i okupacyjne szlagiery zasłyszane na warszawskich ulicach. Choć nie ukończył porządnej szkoły, grał i śpiewał, bo lubił: na spotkaniach towarzyskich, idąc na podwórko dwie przecznice dalej czy po prostu wracając z pracy. A co z pisarstwem? Literacki debiut napisał z nudów. Brzmi trochę jak Jaskier, co?
Za młodu był typowym dzieckiem Warszawy, tej uboższej i nieciekawej wizualnie. Boso, ale w ostrogach przekuwał tam ze słów w czyn. Nie stronił od bójek, długoletniego wyrównywania rachunków, potańcówek, a których z braku dziewcząt panowie tańczyli w obu rolach, kradzieży i innych konfliktów z prawem. Większość wojny spędził w obozach na terenie Rzeszy. Przeżył. Po powrocie ustatkował się (na ile taki nadaktywny lekkoduch ze skłonnościami do zabawy mógł się ustatkować), choć nie miał solidnego wykształcenia, skończył kurs i został dyrektorem.
W swoich książkach opisał świat, który znał. Świat taki, jaki widział. To właśnie ta ciemna strona stolicy była przez niego odkrywana. Również o niej śpiewał piosenki. Jednocześnie nie stronił od gwary, która w Warszawie niemal wymarła. Obecnie istnieje wąska grupa pasjonatów tematu, którzy działają na rzecz jej popularyzacji. Książka nie jest napisana gwarą, ale jest jej tam niemało. Znacznie więcej jest opisów minionego świata przybliżających czytelnikowi otoczenie, w którym obracał się Grzesiuk.
Bez zbędnego kombinowania
Książka Bartosza Janiszewskiego to nie jest biografia naukowa. I dobrze. Myślę, że Grzesiuk chciałby zobaczyć ją właśnie taką: luźną, wartką, pełną urywanych i powracających wątków, które budują historię. Prostą i szczerą aż do bólu. Autor nie cenzuruje swojego bohatera, tak jak on sam nie lubił, gdy zalecano mu bardziej wstrzemięźliwy język. Zaryzykuję stwierdzenie, że prowadzenie narracji przez Bartosza Janiszewskiego nawet całkiem fajnie komponuje się z piórem samego Grzesiuka.
Całość uzupełniona została licznymi zdjęciami, dzięki którym poznajemy bohatera w trochę inny sposób. Sam dobór fotografii to majstersztyk. Na zdjęciach uwieczniono Grzesiuka w codziennych i niecodziennych sytuacjach, sprawiając, że widzimy człowieka takiego jak każdy z nas: z krwi i kości.
Myślę, że wybór formy był celowy i dobrze służy odbiorowi książki. Nie nudziłem się podczas lektury, nawet jeśli opisywane wydarzenia nie były wesołe, bo obozowe życie było koszmarem (chociaż czytając niektóre anegdoty, można odnieść mylnie odwrotne wrażenie). Zdradzę, że to właśnie w trakcie życia za drutami Grzesiuk pokazywał hart ducha i niegasnący optymizm, który pozwolił przetrwać jemu i innym. Z kart biografii wyrasta bohater, a jego klarowny obraz tworzył się w mojej głowie.
Wysiadka
Grzesiuk odszedł zdecydowanie za szybko, jak na tak wyrazistą i barwną postać. Czy mi w tej książce czegoś brakuje? Niczego. Nie będę szukał na siłę. Jestem bardzo kontent po lekturze. Biografia Grzesiuka nie tylko zapewniła mi ogromną ilość szczegółów z życia barda, ale i zmusiła do sięgnięcia po raz kolejny po jego książki, by na nowo odkryć to, co napisał. Wszystko w rytm banjo i tego zachrypniętego głosu, opisujących przedwojenny świat, który uwiecznił dla potomnych.
Gdyby biografie władców, polityków i wodzów były pisane w podobny sposób, historia byłaby znacznie ciekawsza w odbiorze, ale zapewne niejednego świętoszka oburzałoby odzieranie „wielkich” tego świata z boskich atrybutów i szat.
Redakcja: Grzegorz Antoszek Korekta: Anna Kurek
- TYTUŁ - Grzesiuk. Król życia
- WYDAWCA - Prószyński i S-ka
- ROK WYDANIA - 2022
- LICZBA STRON - 488