Xavier Aldekoa wybiera się w podróż wzdłuż Nilu. Pomysł w zasadzie jest banalny, ale niesie ze sobą sporo ciekawych obserwacji. Co ciekawe, książka niejako płynie leniwie w rytmie wielkiej rzeki: brak tu „łamiących wiadomości”, za to sporo zwyczajności, głodu, bólu i różnic. Bo rzeka łączy, ale i dzieli wielkie społeczności.
Nilus flumen est quod Aegyptum percurrit
Garść informacji – Nil to jedna z dwu największych rzek świata, o długości 6660 kilometrów, przepływająca przez osiem różnych państw, z których wiele pozostaje w stanie konfliktu międzynarodowego lub wewnętrznego. Obok najoczywiściej kojarzącego się z Nilem Egiptu, są to między innymi Sudan, Rwanda czy Etiopia. Nil-matka cywilizacji pojawia się w najstarszych pismach ludzkości i pozostaje jednym z najbardziej fascynujących fenomenów przyrody.
Chciałbym, aby była to optymistyczna historia o ludziach żyjących wzdłuż rzeki. Rzeki, która łączy różne społeczności, która daje nadzieję na wspólną przyszłość. Chciałbym takiej pięknej historii, bo gdzie ją opowiedzieć, jak nie u brzegów wspaniałego cudu natury? W całej tej opowieści przecież słychać śmiech dzieci i radość ze strzelonego na wiejskim boisku gola, skrzyp wioseł rybackich łodzi wiozących posiłek i śpiew tysięcy ptaków. Niestety, choć rzeka bardzo często jest schronieniem i ucieczką przed śmiercią, to także jest kanałem, którym może przypłynąć śmierć z innych miejsc. Jest powodem sporów o prawo do czerpania korzyści z siły jej nurtu pomiędzy różnymi krajami. W całym tak suchym rejonie jest przecież głównym źródłem najcenniejszego surowca, niezbędnym dla człowieka, jego roślin i zwierząt – wody.
Reporterska wrażliwość
Aldekoa łączy reporterską sprawność z pięknymi literackimi opisami. To coraz rzadsze w tym gatunku, a myślę, że niezbędne w pracy reportera. Oprócz rysów historycznych niezbędna jest przecież także zwyczajna ludzka wrażliwość na to, co wokół, na innych ludzi i ich historie, na piękno wokół. To dlatego najlepsze reportaże nie mogą powstać „zza biurka”, lecz wymagają podróży. Hiszpański reportażysta świetnie wykonuje swoją pracę, odnajdując uciekinierów na zagubionych wyspach środkowego Nilu, gdzie znaleźli schronienie przed wojną i głodem i gdzie żyją tak, by nikt ich nie znalazł. Cywilizacja – w ich wypadku – łączy się ze śmiercią i zniszczeniem. Takich historii jest tam wiele: prawosławnego duchownego strzegącego świętych źródeł Nilu Błękitnego w Etiopii; greckiego sprzedawcy w Sudanie, jednego z ostatnich emigrantów powojennych, który tam pozostał. Żyją tam też Beduini, ciągle poszukujący wody w zakolu Nilu, którzy jednak nie chcą porzucać swojej pustyni w zamian za pozorne bezpieczeństwo oferowane przez wody i wyspy rzeki.
Obok takich soczewek, wspaniałych mikrohistorii, jest oczywiście sporo tej historii wielkiej w postaci planów budowy kolejnych tam – w tym Wielkiej Tamy Etiopskiego Odrodzenia – przyczyn konfliktu w Darfurze czy wojny w Sudanie Południowym. Jest też sporo ciekawostek i zapomnianych ludzkich losów, np. w postaci hiszpańskiego jezuity Pedro Paeza, który odkrył źródła Nilu Błękitnego w Etiopii już w XVII wieku. Osobiście uważam, że historia, jak i współczesne problemy Afryki są stosunkowo słabo znane i opisywane w Polsce. Sprowadzanie problemów tego kontynentu do biedy i bandyterki niewiele w gruncie rzeczy wyjaśnia. Książkę tę postrzegam zatem jako drobny kamyczek do poznania bodaj najbardziej zapomnianego kontynentu. Autor przy tym nie prezentuje postawy typowej dla wielu z nas – europejskiej wyższości. Raczej towarzyszy i relacjonuje. Tylko i aż tyle.
Wzdłuż rzeki
Ten zatem pozornie prosty zabieg, jakim jest podróż wzdłuż rzeki, niesie ze sobą mnóstwo opowieści i rzuca nieco inne światło na historie mieszkających tam ludzi, konstrukcje społeczne czy życie całych państw. Jest to przecież opowieść i o korupcji, i wszędobylskim „załatwianiu” niezliczonych pozwoleń, która kontrastuje ze zwyczajną ludzką życzliwością, relacja o bezwładzie państw i „radzeniu” sobie szarych ludzi. To koszmarna jakość dziurawych dróg i prowizorycznych budynków z przygodnych materiałów kontrastująca ze wspaniałymi konstrukcjami – Tamą Asuańską czy starożytnymi piramidami. Tak, warto odbyć tę podróż.
Książka została wydana w serii „Mundus”, którą bardzo cenię za fakt, że pojawiają się tam rzeczywiście nietuzinkowe reportaże. Pozycja jak zwykle bardzo dobrze opracowana redakcyjnie, zabrakło mi dosłownie kilku map z dokładniejszym wskazaniem miejsc, które odwiedził Autor. O ile odnalezienie Chartumu nie stanowi problemu, to kilka innych lokalizacji zaginęło lub odnalazłem je po dłuższych poszukiwaniach. A może o to właśnie chodziło?
Redakcja: Grzegorz Antoszek Korekta: Anna Kurek
- TYTUŁ - Dzieci Nilu – reporterska podróż przez Afrykę
- TYTUŁ ORYGINALNY - Hijos del Nilo
- TŁUMACZ - Barbara Bardadyn
- WYDAWCA - Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
- ROK WYDANIA - 2022
- LICZBA STRON - 256