Religia często może pomagać w życiu, ale co w sytuacji, gdy reguluje każdy, dosłownie każdy jego aspekt? Co, jeśli ktoś miał pecha urodzić się w zamkniętej społeczności wyznawców tak żarliwych i zradykalizowanych, że jego istnienie jako jednostki nie liczy się w ogóle, a jego jedynym zadaniem jest zajęcie przydzielonego mu miejsca? Może się na to zgodzić, ale może też wziąć swoje życie we własne ręce.
Krótko o Satmarach
Deborah Feldman pochodzi z chasydzkiej społeczności Satmarów z Williamsburga w Nowym Jorku. To rozróżnienie jest bardzo ważne już na samym początku, ponieważ książka stanowi zapis życia właśnie w tej konkretnej wspólnocie. Judaizm, podobnie jak każda inna duża religia, jest wewnętrznie podzielony, a poszczególne grupy kierują się całkiem innymi zasadami i nierzadko są wobec siebie wrogo nastawione. Nie można więc traktować Unorthodox jako źródła wiedzy o całej tej religii, zresztą najlepiej w ogóle tego nie robić. Wspomnienia Feldman mogą za to inspirować do dalszego, samodzielnego zdobywania informacji.
Satmarski ruch chasydzki został założony przez rabina Joela Teitelbauma, który po II wojnie światowej wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Nazwa pochodzi od ówczesnego węgierskiego, obecnie rumuńskiego miasta Satu Mare (Święta Maria), gdzie był rabinem przed wojną. Ortodoksja amerykańskich Satmarów spowodowana jest poglądem, że europejscy Żydzi zostali ukarani Zagładą za próby asymilacji. Wrócili więc do zasad i zwyczajów o wiele bardziej rygorystycznych niż w czasach przedwojennych, doprowadzając je do stopnia tak skrajnego, że przejmują całkowitą kontrolę nad życiem wszystkich członków społeczności. Nie uznają istnienia Izraela i są antysyjonistami. W czasach opisywanych przez Feldman sami Satmarowie też są podzieleni, a kością niezgody jest poparcie dla synów rabina Moszego Teitelbauma, syna Joela: część popiera Zalmana (obecną głowę dynastii w Williamsburgu), a inni Aarona (obecną głowę dynastii w Kiryas Joel pod Nowym Jorkiem). Rodzina autorki sympatyzuje z pierwszym z nich.
Buntowniczka z wyboru
Mała Deborah (wówczas nosząca jeszcze imię Dewojre) mieszka z babcią i dziadkiem, badaczem Talmudu. Jej ojciec nie jest do końca zdrowy, więc nie może się nią zajmować, a matka opuściła społeczność chasydzką w jej wczesnym dzieciństwie. Dziewczynka zmaga się więc z poczuciem odrębności i odrzucenia od najmłodszych lat, a nie są to uczucia szczególnie pomocne, gdy jakiekolwiek odchylenie od przyjętej normy nie jest mile widziane. Nie pomaga jej również własny charakter: ciekawość, chęć zdobywania wiedzy, kwestionowania autorytetów oraz niezależność. Czyta w ukryciu gojowskie książki, w późniejszych latach wymyka się z Williamsburga, uczy się pilnie angielskiego, który nie jest poważnie traktowany nawet przez samych nauczycieli. Dewojre jest odcięta od świata zewnętrznego i musi się zadowalać okruchami kultury zewnętrznej, które ukradkiem wyszarpuje sobie sama. Wychodzi za mąż w wieku siedemnastu lat, a dwa lata później rodzi syna. Odchodzi od męża i zabiera ze sobą dziecko, mając tylko dwadzieścia cztery lata, zupełnie nieprzygotowana do życia w świecie gojów. Wie, że nigdy nie będzie mogła wrócić.
Regulacjami objęta jest każda dziedzina życia: jedzenie i ubrania muszą być przygotowywane z zachowaniem całkowitej koszerności, obrzędy religijne bezwzględnie wypełniane, stosunki międzyludzkie poddane schematom, w których nie ma miejsca na szczerość czy spontaniczność. To ostanie jest szczególnie katastrofalne w skutkach w przypadku życia małżeńskiego, ponieważ ono również jest obłożone rytuałami i sztywnymi zasadami regulującymi jak, kiedy i co można, a czego nie można robić. Oczywiście, jego jedynym celem jest sprowadzenie na świat potomstwa. Dewojre bezpośrednio doświadcza psychicznych i fizycznych problemów związanych z tym stylem życia. Motywację i siłę potrzebną do rozwodu i porzucenia Satmarów daje jej troska o przyszłość syna, ponieważ nie chce, aby był wychowany w chederze, żydowskiej szkole.
Mogło być lepiej
Sensacyjny opis wydawcy sugeruje wartką akcję, tymczasem kolejne rozdziały płyną w miarę spokojnie i bez większych wstrząsów. Między kolejnymi wspomnieniami Feldman zamieszcza trochę przemyśleń na temat bycia Chasydem, ich stosunku do innych Żydów i gojów, wewnętrznych nieporozumień, ale też własnej rodziny i otoczenia. Mimo braku dzieciństwa takiego, jakie znają nie-Żydzi, nie ma wzmianek, by dziewczynka przeżywała ciężkie traumy, cierpienie, głód lub była ofiarą przemocy. Wychowywała się w nie najgorszych warunkach, otoczona miłością babci i dziadka. Dopiero od czasu wyjścia za mąż zaczynają się jej poważne problemy, które wzbudziły we mnie współczucie i wstrząsnęły mną. Chociaż to, co muszą przeżywać Chasydki, jest nie do pomyślenia dla ludzi z zewnątrz, nie tylko one są pokrzywdzone – mężczyźni również nie mają lekko, na nich też wywierana jest potężna presja. Nie powiem jednak nic więcej, ale zachęcam do sięgnięcia po książkę chociaż dla tych wątków.
Spodziewałam się, że Feldman skupi się trochę bardziej na swoim nowym życiu poza wspólnotą satmarską. Rozwodzi się z mężem dopiero na ostatnich stronach książki, a kilka słów o tym, co robiła potem, zawarła w krótkim epilogu. Zabrakło mi opowieści o tej walce, szukaniu swojego miejsca, wątpliwościach, które przecież musiała przeżywać. Mówi tylko o tym, jak było jej ciężko, o konieczności podjęcia pracy, nauki i wychowania synka, o znalezieniu przyjaciół i swoim sukcesie, kiedy to wszystko osiągnęła. Jeśli ktoś sięga po tę książkę z myślą, że pomoże mu coś zmienić w swoim życiu, czy pokaże, co się wtedy czuje i robi, zawiedzie się. Było źle, teraz jest dobrze, koniec.
Wspomnienia te czyta się szybko i z przyjemnością, widać, że Feldman rzeczywiście odznacza się odrobiną talentu literackiego, o którym wspomina. Niektóre epizody są bardziej, inne mniej interesujące, ale to subiektywna kwestia czytelnika. Nie mogę powiedzieć, abym polubiła autorkę, mam wobec niej raczej mieszane uczucia – z jednej strony współczuję jej i podziwiam za determinację i siłę, ale z drugiej drażni mnie jej ciągłe podkreślanie własnej wyjątkowości i indywidualności, tym bardziej, że mimo rzekomo buntowniczej natury, robi wszystko, czego od niej oczekiwano. Zdaję sobie sprawę, że bardzo młody wiek, wychowanie i otoczenie sprawiały, że wcześniej nie miała zbyt wielkiego wyboru, ale nie zmienia to faktu, że Feldman irytuje.
Unorthodox może nie jest książką wybitną, ale raczej nie miała taka być. Wydaje się szczera, a jeśli dzięki niej ktoś odnajdzie w sobie motywację do zmian, spełni swoje zadanie. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy Feldman mija się z prawdą na temat Satmarów i ich poglądów, ponieważ nie mam takiej wiedzy i nie będę udawać, że ją mam. Przeczytanie tych wspomnień nie było stratą czasu, ale w mojej ocenie nie jest to pozycja obowiązkowa.
Redakcja: Sylwia Kłoda Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów
- TYTUŁ ORYGINALNY - Unorthodox: The Scandalous Rejection of My Hasidic Roots
- TŁUMACZ - Kamila Slawinski
- WYDAWCA - Poradnia K
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 376