Co może wyniknąć z połączenia Michaela Palina – jednego z członków legendarnego zespołu satyryków brytyjskich zrzeszonych pod nazwą Monty Python – oraz jednego z najbardziej niedostępnych i zamkniętych na świat krajów, jakim jest Korea Północna?
Już zestawienie ze sobą tych dwóch tematów wzbudza zainteresowanie, prawda? Tymczasem fuzja ta nie daje jednak tak spektakularnego – na przykład jak wybuch bomby atomowej – rezultatu, jak można by oczekiwać, co akurat w przypadku porównania z państwem ze stolicą w Pyongyangu dobrze koresponduje. Nie tym razem, powtarzam.
Palin jedzie do KRLD
Ad rem! Michael Palin, o czym zresztą informuje we wstępie swej książki, otrzymał interesującą propozycję zrobienia serialu dokumentalnego z podróży po „osławionej” Korei Północnej. Po rozterkach, wynikających bardziej z innych zobowiązań, jak na przykład rola Don Kichota w filmie swego przyjaciela z najsłynniejszej grupy komików, Terry’ego Gilliama, z której na poczet wyjazdu rezygnuje (przy tej okazji warto zasygnalizować, że projekt Gilliama rozrastał się w czasie i właściwie sam Palin był już tym faktem zmęczony), najmłodszy z Pyhontów zdecydował się na tę arcyciekawą podróż. To dla niego zresztą nie pierwszyzna, bowiem miał już okazję uczestniczyć w podobnych projektach dokumentalnych, które cieszyły się wielką popularnością nie tylko w Zjednoczonym Królestwie, ale i na połowie globu. No cóż, Michael Palin jest niezwykle popularny, co chyba nie dziwi.
Wyprawa do Korei Północnej zorganizowana została na potrzeby ITN i Channel 5. Miała trwać 15 dni, pomiędzy 26 kwietnia a 10 maja 2018 roku, ale odliczyć należy dwa dni spędzone w Pekinie, skąd ekipa telewizyjna udała się koleją do Korei Północnej, przekraczając granicę w Dandongu. I tutaj należą się słowa podziękowania dla wydawcy, który umieścił w książce mapę Korei Północnej. Dzięki niej można bez problemu zorientować się przestrzennie, gdzie przebiegała podróż Palina. Z chińskiego Dandongu, Anglik wjechał do północnokoreańskiego miasta przygranicznego, Sinyidzu, gdzie już w pierwszych minutach pobytu dostrzegł absolutne różnice, ale też i cechy charakterystyczne kraju Kim Dzong Una, towarzyszące mu już przez całą podróż.
Jak napiszę, że coś tu zgrzyta, to będzie przesadą?
Prawdę powiedziawszy, biorąc do ręki dziennik spisany przez Palina po pobycie w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej (KRLD), jak i zagłębiając się już w pierwszych jego słowach, miałem przed oczami klasyczny widok Europejczyka zmierzającego do jednego z krajów azjatyckich, ale o tyle oryginalnego, że niemal zupełnie zamkniętego na resztę świata. Ten punkt widzenia, który zdominował sposób postrzegania i oceniania różnic kulturowych i obyczajowych dominował w całej literaturze, dziś ocenianej jako postkolonialna. Wiecie, co mam na myśli – to ocenianie kogoś lub czegoś, co i nam się wszak zdarza, patrząc wyłącznie przez swój pryzmat, ale zapominając, że są inni, którzy nie przykładają do tego wagi. W książce Palina nie wychwyciłem jednak czegoś takiego. Skoro tak, to powinienem być ukontentowany. To prawda, nie zaprzeczę temu. Było jednak coś, co jeszcze zwróciło moją uwagę. Palin, jako doświadczony obieżyświat, był niezwykle zaskoczony tym, co zastał w Korei Północnej, zarówno w stolicy, jak i na prowincji, ale też zauważył w kontaktach z Koreańczykami. Wydaje się, że PR jaki ma na świecie KRLD, a szczególnie w krajach zachodnich, wywarł jednak piętno na autorze: momentami z niedowierzaniem przyjmował obrazki, które widział, tak jakby nie do końca był przygotowany na to, co przyjdzie mu zobaczyć. Być może było to nieudawane (chyba tak!), lecz w generalnym odbiorze relacji dość mocno przejaskrawione (?).
Powiem nawet więcej: relacja Palina tak jakby oklapła, jakby nie miała tego „czegoś” w swych trzewiach, jakby była bez tego klasycznego „wow!”, więc co w ogólnym rozrachunku przechodziło bez echa. Sam nie wiem dlaczego. Ekipa, z którą poruszał się Palin mogła sporo zobaczyć. Z informacji jakie uzyskaliśmy od autora książki wiemy, iż nie zgodzono się na kilka punktów, między innymi na odwiedzenie mauzoleum, gdzie spoczywają zmumifikowane zwłoki Kim Ir Sena oraz Kim Dzong Ila. Przez cały pobyt towarzyszyła im też ta sama grupa Koreańczyków władających językiem angielskim, która pełniła również rolę, to raczej pewne, przyzwoitek Europejczyków, których dostąpił zaszczyt sprawnego poruszania się po kraju. I wydaje się, że właśnie tutaj tkwi problem w sposobie relacjonowania pobytu w komunistycznej Korei Północnej w wydaniu Palina. Przecież miał tyle niepowtarzalnych okazji, aby skomentować pewne sytuacje i obrazki, choćby na wzór i podobieństwo tego, jak to robił w skeczach Monty Pythona. Chyba wszyscy byśmy sobie tego życzyli. Palin jednak tego nie robi, a jeśli robi, to w bardzo wyważony, chyba raczej niewidoczny sposób. Czyżby obawiał się tego, że może zaszkodzić swoim opiekunom, których dosięgłyby później represje aparatu państwowego, jeśliby uznał, że dopuścili się zdrady państwowa, narażając na szwank wizerunek kraju, społeczeństwa, partii i przywódcy?
Świetne pióro Palina i coś więcej
Książkę Palina czyta się jednym tchem. Przynajmniej mi się tak zdarzyło. Jest napisana bardzo klarownym językiem, a tekst okraszony jest fotografiami miejsc i ludzi, których autor spotkał podczas swych wojaży po KRLD. To niewątpliwie duży plus, ponieważ wciąż jest to książka podróżnicza. Rozdziały opisują kolejne dni, jakie Palin spędził w Korei Północnej. Ciekawie przedstawia się okładka, na której fotografia autora została przerobiona na wzór i podobieństwo wielkoformatowych wizerunków duchowych i ideologicznych przywódców z rodu Kimów. Wiele wyjaśnia ostatni rozdział pt. Rekonesans. Marzec 2018 pióra Neila Fergusona, reżysera serialu dokumentalnego, w którym wziął udział Palin.
Jest jeszcze jedna rzecz, za którą chciałbym docenić książkę Palina. Mianowicie za starą szkołę podróżowania oraz spisywania tego, co się przeżyło i wyniosło z przebytej drogi. Wydawałoby się, że jest to rzecz oczywista, ale jednak dziś, w dobie smartfonów, social mediów i innych takich, dokumentacja podróży przeszła zupełną rewolucję. Ale to jeszcze nie to, co zwróciło moją uwagę, i tutaj raz jeszcze muszę wspomnieć o serialu dokumentalnym, od którego wszystko się zaczęło. Książka jest pokłosiem materiału filmowego, ponieważ powstawała w trakcie jego realizacji. Widać w anglosaskim świecie nadal istnieje potrzeba zaznajamiania się z dokumentami podróżniczymi w takim stylu, jaki uprawia Michael Palin. To świetna informacja, a jednocześnie przykre, że w polskiej telewizji ta moda jest już ledwo zauważalna.
Mała rada
Mam poradę dla czytelnika, który weźmie do ręki niniejszą pozycję. Po lekturze niech obejrzy rzeczony już tutaj serial z Palinem w roli głównej. Naprawdę warto, ponieważ to, czego nie udało się przelać na papier autorowi, twórcom obrazu udało się to wspaniale. Szczególnie zwraca uwagę scena – która w książce Palina niemniej ciekawie się przedstawia – kiedy to ekipa przejeżdża przez rzekę graniczną oddzielającą Chiny od Korei Północnej. To, co uderza, a co niewątpliwie wywołało niebywałe wrażenie na Palinie, to kontrast między bogatymi Chinami, a ubogą KRLD. Te różnice są tak wyczuwalne, zarówno w dokumencie, jak i w książce, jakby ktoś znienacka położył nam na ramieniu ciężką, wręcz ołowianą dłoń.
Choć czuję niedosyt spowodowany przez niewykorzystanie fenomenu „postpythonowego”, z jakim zawsze kojarzony będzie Michael Palin, to jednocześnie doceniam niezwykle sprawne pióro autora, jak też pomysł na przemierzenie wzdłuż i wszerz komunistycznej, niedostępnej niemal dla nikogo Korei Północnej. Zachęcam do przeczytania dziennika z tej podróży. Dobrze jest poznać tę pozycję, tak jak dobrze by było, aby opisywany kraj mógł być znany nie tylko tym, którzy tam mieszkają.
Redakcja: Grzegorz Antoszek Korekta: Sylwia Kłoda
- TYTUŁ - Korea Północna. Dziennik podróży
- TYTUŁ ORYGINALNY - North Korea Journal
- TŁUMACZ - Dorota Malina
- WYDAWCA - Insignis
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 200