„G – gromadzisz go w sobie i spijasz
N – niszczy, pali mosty, zabija
I – instynktownie budzi fobie
E – elementarne w walce z wrogiem
W – lecz wróg jest w tobie i nim płoniesz
GNIEW!”
Nie mogłam się powstrzymać od przytoczenia fragmentu tego kultowego kawałka 52 Dębiec, mimo że dotyczy on gniewu jednostki, a recenzowana książka opisuje tę emocję bardziej w wymiarze społecznym i wykorzystywanie jej w polityce. Jednak, niezależnie od przyczyn budzenia się gniewu, ten cytat trafnie ujmuje jego konsekwencje, które politycy wszystkich opcji tak chętnie i skutecznie wykorzystują w sterowaniu obywatelami. Książka ukazała się w czerwcu – chyba nie można było wybrać lepszej daty. Choć może można było wstrzymać się ten miesiąc i wydać ją teraz, kiedy gniew opanował społeczeństwo na tak ogromną skalę.
Gniew to trzecia książka Tomasza Szymona Markiewki (ur. 1986), wykładowcy Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie ukończył filologię polską i filozofię. Jego pozostałe publikacje to: Literaturoznawczy spór o interpretację (2016) i Język neoliberalizmu (2017). Jest związany między innymi z „Krytyką Polityczną” i OKO.press. Najnowsza pozycja porusza problem gniewu zbiorowego, sposobów jego wywoływania i używania w polskiej polityce po 1989 roku, łącząc je z krytyką kapitalizmu, jest więc niezwykle aktualna. Niestety, moim zdaniem dwieście stron to za mało, żeby wyczerpać temat. Mam wrażenie, że to tylko zarys, zbyt pobieżny i emocjonalny, ale w przypadku książki publicystycznej, a taką jest Gniew, można to wybaczyć. Markiewka stara się odpowiedzieć na pytania, kto i dlaczego najbardziej tej emocji ulegał, jakie partie polityczne skorzystały na gniewie swoich wyborców i jak zmieniała się Polska w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
Młodzi gniewni, starzy gniewni
Skupiając się na gniewie jako emocji zbiorowej, Markiewka nie wnika w indywidualne różnice i rozumie ją słownikowo jako „stan psychiczny wywołany czymś, co danej osobie się nie podoba i co wzbudza w niej ostry sprzeciw, a nawet agresję” (s. 16). Już na samym początku wprowadza rozróżnienie na gniew destruktywny i konstruktywny, które to rodzaje odnoszą się do ich politycznych skutków. Obrazuje tę myśl w pierwszym rozdziale na przykładzie konserwatywnych wyborców Trumpa i amerykańskich sufrażystek – pierwsi reprezentują gniew destruktywny, nieprowadzący do pozytywnej zmiany społecznej, w przeciwieństwie do drugich, odzwierciedlających gniew konstruktywny, ponieważ udało im się wywalczyć prawa kobiet. Obie te odmiany gniewu łączy ich wspólnotowość, chociaż konserwatystów spaja solidarność negatywna, a sufrażystki pozytywna.
W drugim rozdziale Markiewka skupia się na gniewie indywidualnym, nierzadko występującym w Polsce, posługując się przykładem Adasia Miauczyńskiego z Dnia świra, który odcina się całkowicie od polityki i nie popiera nikogo. Jego gniew nie jest gniewem politycznym, gdyż jest bezsilny i skierowany do wewnątrz. Aby przyniósł jakieś efekty społeczne, konieczne jest nadanie mu kierunku, co świetnie sprawdza się w aktualnych działaniach partii politycznych. Do tego przechodzi autor w kolejnych rozdziałach – opisuje przyczyny popularności Samoobrony, strategię prawicy opartej na budzeniu gniewu i strachu wobec „wrogów ojczyzny” oraz przybliżone profile wyborców Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej, wcale nieróżniących się tak bardzo od siebie, opartych na wzajemnej pogardzie.
Gniew jest potrzebny
Wszystkie potrzeby zmiany rodzą się z gniewu, ale aby je urzeczywistnić, trzeba wyjść z nim na zewnątrz, do społeczeństwa. Autor postuluje nie o wyłączenie tej emocji z życia publicznego, bo to niemożliwe, ale o stworzenie jej pola do konstruktywnego wyrażania. Zamiast tego, partie wciąż wolą dzielić i kierować gniew nie na system, idee czy pewne rozwiązania, ale na ludzi, którzy się z nimi zgadzają. Dobrze odzwierciedla to tegoroczna frekwencja wyborcza – wzrosło nie zainteresowanie polityką, a ukierunkowany na innych gniew: czy to na prawaków, katofaszystów, ciemnogród, nazioli i wsioków, czy na lewaków, komuchów, tęczową zarazę i elitki. To droga prowadząca prędzej do wojny domowej niż zmiany czegokolwiek na lepsze.
Gniew plasuje się w obrębie lewicowej publicystyki, ale Markiewka w wielu miejscach stara się patrzeć z różnych punktów widzenia. Poświęca dużo miejsca uzasadnionej krytyce gospodarki wolnorynkowej, która w swoim skrajnym wydaniu jest taką samą utopią jak komunizm, oraz prawicowemu populizmowi, szczególnie pojęciom oblężonej prawicy i poprawności politycznej. Uważa je za import ze Stanów Zjednoczonych służący budowaniu wspólnoty opartej na strachu przed „atakiem”. Celnie charakteryzuje ten zbiór poglądów, ale wielka szkoda, że nie przeanalizował w podobny sposób lewicowego populizmu. Skoro mit poprawności politycznej przywędrował do Polski ze Stanów, to czym jest i skąd pochodzą white privilege, white guilt i white supremation?
Wyborcy PiS-u i PO zostali trafnie sportretowani, ale w ciągu ostatnich pięciu lat mniejsze, bardziej radykalne ugrupowania zyskały wielu zwolenników i zabrakło mi zobrazowania ich gniewu. Fakt, że Lewica zdobyła czterdzieści dziewięć mandatów, a Konfederacja jedenaście, wiele mówi o radykalizacji przede wszystkim młodszych pokoleń mających dość wojen POPis-u i liczących na odmianę. To, czy jest ona realna, stanowi przedmiot innych rozważań, chodzi o samą mobilizację tych wyborców. Gdyby Markiewka przyjrzał się również im, publikacja na pewno byłaby pełniejsza, nawet jeśli miałby się przez to opóźnić termin jej wydania.
Książka dla wszystkich
Można się z autorem zgadzać lub nie, ale dobrze się stało, że powstała taka książka jak Gniew. Celowo prowokuje i konfrontuje z różnymi poglądami, dając pole do dyskusji. Prawdopodobnie bardziej przypadnie do gustu zorientowanym na lewo czytelnikom, ale reprezentanci prawej strony również powinni spróbować się z nią zapoznać, choćby po to, aby lepiej zrozumieć inny tok myślenia. Niezależnie od swoich poglądów, apel autora jest ważny i potrzebny. Gniew, nawet jeśli łączy, nadal może prowadzić do konfliktów, ale są one nieuniknione w społeczeństwie.
Musimy zrozumieć, że gniew społeczny nie zaczyna się i nie kończy na pojedynczych politykach. Nie zniknie tylko dlatego, że jedna albo druga partia wygra czy przegra wybory. To nierealistyczne oczekiwanie, szczególnie w tak niespokojnych czasach. Stąd naszym głównym zadaniem politycznym powinno być tworzenie warunków do tego, aby ten gniew mógł się wyrażać możliwie konstruktywnie. Próba wypchnięcia go poza politykę, jako niedostatecznie estetycznego składnika publicznej debaty, poskutkuje jedynie tym, że wróci ze zdwojoną siłą. A wtedy będziemy bezradni. Spoglądajmy zatem w stronę niezadowolonych, bo to tam się dzieją najważniejsze rzeczy. Gniew może skierować nasze społeczeństwa w najciemniejsze rejony, które mieliśmy nadzieję dawno zostawić za sobą, ale może też być szansą na postęp. Wybór należy do nas (s. 202).
Nie uważam Gniewu za książkę idealną i nie we wszystkim mogę się zgodzić z jej autorem, ale nie żałuję, że ją poznałam. Przystępny język i wiele odwołań do dzieł popkultury sprawiają, że czyta się ją lekko i szybko. Nie zmniejsza to wagi poruszonych problemów, a raczej zachęca do sięgnięcia po lekturę. Polecam ją wszystkim od lewa do prawa, a także, może szczególnie, Adasiom Miauczyńskim, choć zdaje się, że ostatnio zaczyna ich ubywać.
Redakcja: Sylwia Kłoda Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Gniew
- WYDAWCA - Wydawnictwo Czarne
- ROK WYDANIA - 2020
- LICZBA STRON - 216