Chasydzka dzielnica, Williamsburg, znajduje się kilka przecznic od centrum Nowego Jorku, a jednak ludzie z zewnątrz niewiele wiedzą na temat tej zamkniętej dla obcych społeczności. Niby to samo miasto, bliskie sąsiedztwo, a różnice kulturowe praktycznie nie do przeskoczenia… OK, amen… zabierze Was w podróż do tego tak innego, niemal egzotycznego świata. 

Po drugiej stronie rzeki

Nina Solomin, szwedzka dziennikarka i pisarka o żydowskich korzeniach, w latach 90. zamieszkała w Williamsburgu, tuż obok rzeki oddzielającej „wioskę” od „wielkiego miasta”, aby napisać reportaż o chasydach. Wielu twierdziło, że podjęła się niemożliwego, próbując dostać się do tej zamkniętej społeczności. Tak też początkowo było – na każdym kroku dawali jej odczuć ich negatywne nastawienie, chłód i wrogość, nie pomagały okazywane im przez dziennikarkę ciepłe uczucia i sympatia. Lecz kiedy za sprawą, poniekąd, pochodzenia, młodzieńczej naiwności oraz odrobiny szczęścia udało jej zapoznać z chasydami, projekt reportażu rozrósł się do książki, co pokazuje, jak bardzo interesująca i inna jest kultura ultraortodoksyjnych Żydów. W skrócie, jest o czym opowiadać, jeśli tylko otrzyma się szansę zbliżenia do tej społeczności.

Jesteście ciekawi, co kryje się po drugiej stronie rzeki? Nie raz, nie dwa zostaniecie zaskoczeni, może nawet będziecie zszokowani, a już na pewno zaintrygowani…

 W świecie ultraortodoksyjnych Żydów

Autorka podjęła się bardzo trudnego zadania – przybliżenia czytelnikom odizolowanej społeczności oraz jej kultury, które są zupełnie obce większości z nas. Nawet nowojorczycy mieszkający tak blisko niewiele wiedzą na temat chasydów – krążą o nich najróżniejsze pogłoski, które Nina Solomin oczywiście neguje, opowiadając o Żydach z Williamsburga. Spróbujcie sobie wyobrazić „wioskę w wielkim mieście”, której mieszkańcy funkcjonują według ściśle narzuconych zasad, przyjmując religijny tryb życia, jednocześnie całkowicie zamykając się na świecki świat znajdujący się właściwie na wyciągnięcie ręki. Już na pierwszy rzut oka widać, że są inni od nas: mężczyźni z pejsami, ubrani na czarno, zaś kobiety w długich spódnicach i grubych rajstopach, jak najbardziej zasłaniających skórę, oraz chustkach lub perukach na głowie. Wybierając się do tej dzielnicy, obcy nie może liczyć na żadne ciepłe słowo ani nawet uśmiech, zwłaszcza gdy jest kobietą.

Kiedy trafiłam do Williamsburga po raz pierwszy, przyszło mi do głowy, że znalazłam się w miejscu, w którym zatrzymał się czas. Chasydzi uparcie opierają się potężnej fali popkultury zalewającej cały świat. Gardzą radiem i telewizją, nie czytają świeckiej prasy. Zakazane są muzyka rozrywkowa oraz sport. Wielu chasydów nie ma pojęcia lub nie interesuje się tym, co się dzieje poza ich społecznością. Pojęcia takie jak „nowoczesność” czy „odnowa” – powtarzane w świecie Zachodu niczym mantra – mają dla nich negatywny wydźwięk (s. 15).

Żeby być poważanym oraz liczącym się w społeczności, trzeba przestrzegać wszystkich obowiązujących reguł, które dyktowane są przez pobożność i religijne przykazania. Dotyczą większości sfer życia: ubioru, jedzenia, obchodzenia świąt, wychowywania dzieci, zawierania małżeństw oraz późniejszego pożycia, a nawet zwyczajnych kontaktów międzyludzkich – nie można rozmawiać z każdym i wszędzie, zwłaszcza gdy ma się do czynienia z odmienną płcią. Nie będę zdradzać Wam, jak dokładnej wygląda życie Żydów z Williamsburga, ponieważ stanowi ono istotę książki i lepiej odkryć je samodzielnie, poprzez lekturę. Wszelka inność i przejawy buntu są bardzo źle widziane przez chasydów, a takie osoby nazywa się the bums, co oznacza lumpa, łachudrę, wyrzutka. Nikt nie chce mieć w rodzinie kogoś postrzeganego w ten sposób, ponieważ jest to prawdziwy powód do wstydu.

„Przedsionek raju” czy „więzienie”?

Patrząc na tę społeczność z perspektywy, jak to mówią o nas chasydzi, goja, odpowiedź jest oczywista. Jak można zakazać komuś wyjścia do kina, przeczytania książki czy choćby rozmowy na ulicy mężczyzny z kobietą? Nawet trudno nam to sobie wyobrazić. Autorka OK, amen…, kiedy zostaje przyjęta w Williamsburgu, rozmawia z wieloma osobami. Między nimi znajdują się tacy, którzy czują się we własnej społeczności ograniczani, w mniejszym lub większym stopniu są otwarci na świecki świat, dlatego chętnie rozmawiają z gojką, bez żadnych uprzedzeń. Uwielbiają chodzić do kina, czytać książki, uczyć się innych rzeczy, niż studiowania Tory, czy nawet wybierać się do baru, a chasydyzm w jakiś sposób im w tym przeszkadza.

Jednak jest też wielu, którzy czują się szczęśliwi oraz spełnieni. Mimo że dziennikarce początkowo nie było łatwo zapoznać się z jakąś chasydzką kobietą, gdy tylko jej się to udaje, dość szybko zostaje otoczona życzliwością oraz gościnnością. Jak stwierdza autorka: „Większość z nich miała obraz świata i poglądy, z którymi w żaden sposób nie mogłabym się zgodzić. Ale byli to ludzie z krwi i kości, mający swoje radości i troski, pieśni i momenty milczenia, obawy i imponujące wewnętrzne ciepło” (s. 16). Dzięki rozmówcom Solomin, a zarazem jej przewodnikom po tym odizolowanym świecie, czytelnik ma szersze spojrzenie na tę społeczność. Dziennikarka widzi ją oczami nie tylko osoby odchodzącej od chasydów – a więc nastawionej negatywnie do nich, jak w przypadku Deborah Feldman – ponieważ spotyka również ludzi wychowanych w tej wspólnocie i wciąż w niej pozostających czy dość niedawno nawróconych, znających również świecki świat.

Wspominając Unorthodox

Nina Solomin pisze bardzo lekko i przystępnie. Narracja jest pierwszoosobowa, a więc prowadzona z jej perspektywy, czyli osoby z zewnątrz, której udaje się zbliżyć do tego świata. Autorka jest nim zafascynowana, sama mówi o pewnej naiwności, która okazała się być pomocna – właśnie to najbardziej spodobało mi się w tej pozycji. Jednocześnie rozmawia z wieloma ludźmi, pokazuje ich historie, oddając im w ten sposób głos. Każdy rozdział skupia się na określonym temacie: poznanych osobach oraz ich trybie życia, rysie historycznym czy obchodzeniu świąt.

Ze społecznością chasydzką z Williamsburga spotkałam się już wcześniej – najpierw obejrzałam serial Unorthodox, a później sięgnęłam po książkę. Poznając ją poprzez wspomnienia Deborah Feldman, byłam zszokowana, przerażona, ale jednocześnie zaciekawiona, więc kiedy tylko zobaczyłam, że ukaże się w Polsce OK, amen…, nie mogłam nie sięgnąć po tę pozycję. Czytałam ją, mając już jakieś wyobrażenie o chasydach i znając podstawowe informacje na ich temat, ale mimo to z wieloma przedstawionymi historiami i wiadomościami spotkałam się po raz pierwszy – nie pomyślałabym na przykład, że telefon można przerobić na „koszerny”. Dlatego polecam książkę Solomin w szczególności fanom Unorthodox – myślę, że z przyjemnością zapoznacie się bliżej z kulturą chasydów – ale także tym, którzy nie słyszeli wcześniej o Żydach z Williamsburga. Uważam, że jest to dobra pozycja na rozpoczęcie podróży po tej chasydzkiej dzielnicy Nowego Jorku.

Redakcja: Anna Kurek
Korekta: Grzegorz Antoszek
  • TYTUŁ - OK, amen. Miłość i nienawiść w świecie nowojorskich chasydów
  • TYTUŁ ORYGINALNY - Ok, amen. Om kärlek och fientlighet i chassidernas New York
  • AUTOR - Nina Solomin
  • TŁUMACZ - Ewa Wojciechowska
  • WYDAWCA - Otwarte
  • ROK WYDANIA - 2020
  • LICZBA STRON - 320

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *