Dawno nie czytałem nic tak dobrego o zmitologizowanej wojnie. Dawno nie czytałem książki o wojnie, która jest jednocześnie i wojenna, i bliska człowiekowi. Dawno nie czytałem czegoś, co tak dobrze pokazuje to, że jako ludzie nie zmieniliśmy się od tysiącleci i jesteśmy sobą – to nie komplement – nawet w momentach o wielkim historycznym znaczeniu.
Wojna, seks i Piłsudski
Tak powinien brzmieć tytuł tej recenzji, ale programowo nie nadajemy tytułów tekstom. I tak powinien brzmieć, mimo że wewnętrznie czuję, że coś mnie ściska, gdy stawiam jedno z najbardziej szanowanych, o ile nie najbardziej szanowane przeze mnie nazwisko w ogóle, przy sprawach tak trywialnych i prozaicznych. Te trzy słowa oddają jednak w pełni to, co zostało zawarte w tej książce – wojnę z całym jej okrucieństwem i wzniosłym pięknem, seks jako symbol podstawowych pragnień człowieka i Marszałka jako znak tamtych czasów, uosobienie niepodległości.
Setna rocznica zwycięskiej wojny polsko-bolszewickiej przeszła niemal niezauważona, a wszystko przez pandemię i problemy naszej współczesności. Wyszło wprawdzie kilka książek, gdzieś ktoś zrobił sesję fotograficzną rekonstruktorom, odbyła się jakaś debata online, przemówił polityk, ksiądz odprawił mszę, ale… Mi to jakoś nie wystarcza, to mało jak na skalę triumfu, który odnieśli nasi przodkowie, w większości przypadków zaledwie pradziadkowie. Jeszcze rok temu spodziewałem się wielkiej, największej fety, ale 15 sierpnia pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego w Rzeszowie była tylko garstka osób.
„Wojenko, wojenko”
Wojna roku 1920, nazywana zwykle polsko-bolszewicką (uprzejmie pominę rozważania historiozoficzne, czy to właściwa nazwa), to nie tylko lato i bitwa warszawska, ale cała wielka kampania na rozległych stepach Ukrainy i bagnach Białorusi. Fakt ten został przez Marcina Szymaniaka podkreślony bardzo mocno. Podobnie jak zawiły kontekst polityczny wojny, jako starcia nie tylko dwóch narodów, ale przede wszystkim ideologii wolności i niepodległości z komunistycznym uciskiem. Starcie to pokazane zostało na wielu płaszczyznach – od oczywistego pola bitwy, przez zaplecze, po rozważania przywódców obydwu stron.
Szerokość spojrzenia oczami wielu bohaterów, od polityków po szeregowców, cenię tu sobie najbardziej. Myśli i plany Piłsudskiego, a także jego komunistycznych wrogów, realizowane są przez ich podwładnych najniższego szczebla, co pokazuje łańcuch zależności. Obok Piłsudskiego będą to więc Julian Marchlewski, niedoszły przywódca Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej czy antybolszewiccy Rosjanie Borys Sawinkow i Zinaida Gippius. Z drugiej jednak strony daje też głos właśnie tym pomijanym, o których później pisze się, że w trakcie walk poległo tyle a tyle tysięcy, rannych zostało tylu i tylu, zaginęły nieokreślone tysiące. Bohaterami są prości żołnierze, jak sierżant Konrad Maciejewski z 19. Pułku Piechoty, sanitariuszka Maria Zdziarska, pilot Merian Cooper. Iście międzynarodowe środowisko.
Głosy sprzed wieku
Widać od razu, że Marcin Szymaniak przemyślał książkę i doskonale wiedział, co chce napisać. Pracę od pierwszej do ostatniej strony czyta się doskonale. Wielogłos postaci wcale nie męczy, przeciwnie – stanowi wspaniałe ubogacenie i poszerzenie perspektywy. Trudno bowiem byłoby pokazać wielość zagadnień wojennych i życiowych oczami tylko jednej osoby. A tak Maciejewski, Zdziarska, Piłsudski czy Marchlewski dodają od siebie do tej wojny własne kawałki, własne wycinki. Patchwork ich losów to historia. Jako historyk doceniam ten zabieg, to jest właśnie to, czego brakuje w tekstach z wcześniejszych epok – docenienia roli każdej jednostki w historii, nie tylko wodzów i królów. Doskonale podsumowuje to przecież podtytuł Zwykli ludzie w wirze wojny o niepodległość.
Widać także znakomitą kwerendę źródłową. Choć narracja prowadzona jest trzecioosobowo, z perspektywy wszechwiedzącego narratora, to czuć elementy pamiętników, na których opierał się autor. Miałem przyjemność czytać Zawadiakę Maciejewskiego i fragmenty innych wspomnień, ale także nieznający ich czytelnik łatwo dostrzeże, że losy bohaterów nie są zmyślone. Zapiski pozostawione przez tamtych ludzi wykorzystane są doskonale, tak, że lepiej nie mógłbym sobie życzyć. Dzięki nim widać to, o czym napisałem we wstępie – że człowiek jest człowiekiem w każdych czasach, choćby i tych historycznie istotnych. Bo cóż to? Każdy musi jeść, a czasem i kraść, by żyć. Masy wojska mają swoje potrzeby nie tylko żołądkowe, ale także zogniskowane ciut niżej. Seks, nawet podły, to wciąż seks. Tak samo jak podły bimber to wciąż alkohol, dzięki któremu można choć na chwilę uciec od koszmaru. Jak niewiele trzeba, by zostać bohaterem, jak niewiele dzieli bohatera z pola walki od złodzieja czy gwałciciela? Niewiele. Dziś tyle samo, co sto lat temu.
Nawet przez chwilę nie pomyślałem, że to, co zostało napisane w Szablach i cekaemach może być niepatriotyczne. No bo jak to tak można pokazywać naszych polskich bohaterów, że płacą za seks, kradną, biją cywilów, szukają okazji, jak by się tu wywinąć od służby i obowiązków? Oskarżać o to zwycięzców i obrońców niepodległości? Ano, tylko to wcale nie jest oskarżenie, to po prostu uczciwy portret bez upiększania, wybielania, uświęcania i temu podobnych zbędnych zabiegów. Polaków sprzed wieku portret własny. Portret wcale nie piękny, wręcz turpistycznie brzydki, ale mimo to najpiękniejszy, bo pokazujący prostą i starą prawdę, że czasy się zmieniają, ale człowiek zawsze był, jest i będzie taki sam.
Serdecznie dziękuję koledze Mateuszowi za użyczenie munduru i szabli. Mateusz jest rekonstruktorem odtwarzającym 1. Pułk Szwoleżerów Marszałka Józefa Piłsudskiego, którego amarantowe barwy widać na zdjęciu.
Redakcja: Anna Kurek Korekta: Sylwia Kłoda
- TYTUŁ - Szable i cekaemy. Zwykli ludzie w wirze wojny o niepodległość
- WYDAWCA - Znak Horyzont
- ROK WYDANIA - 202
- LICZBA STRON - 478