Kurt Vonnegut zawsze znajdzie sobie coś, co warto przedstawić w ironicznym świetle, pokazując, jak wiele jest w tym próżności i uznaniowości. Tym razem trafiło na sztukę współczesną. Oczywiście, tradycyjnie będzie jazda bez trzymanki.

Kolejny dziwak

Vonnegut jak zawsze – a zawsze oznacza zawsze – wybiera na bohatera swojej powieści kogoś niezwykłego, ale nie w takim dobrym sensie. Rysio snajper, Walter F. Starbuck czy Rabo Karabekian to indywidualności niejednoznaczne, w których to, co wybitne lub interesujące miesza się z prozaicznością i czymś, co sprawia, że ma się ochotę na nich nawrzeszczeć. Vonnegut, sam mający korzenie w Niemczech, zawsze wybiera na postacie Amerykanów obcego pochodzenia – polskiego, niemieckiego, a w przypadku Sinobrodego, ormiańskiego. Rzadko pisze o kimś, o kim można powiedzieć bez wahania, że jest Amerykaninem, może tylko w Śniadaniu mistrzówPodkreślam przy tym, że mówię tylko o postaciach z powieści uderzających w absurdy społeczne, wczesnej fantastyki naukowej nie liczę.

Rabo, potomek Ormian ocalałych z rzezi urządzonej im przez Turków w latach 1915-1917, urodził się i dorastał w Ameryce. Ale nie takiej, o jakiej marzyli jego rodzice. Trafiwszy do biednego miasteczka, osamotnieni i oderwani od ziomków Karabekianowie ledwo wiązali koniec z końcem. W tym też czasie pojawił się u ojca rodziny syndrom osoby, która przeżyła ludobójstwo lub katastrofę z dużą ilością ofiar. Kompleks niedobitka odgrywa w powieści bardzo dużą rolę, determinuje bowiem losy bohatera. Rabo jest jednak uzdolniony plastycznie, rysuje wiernie, jak prawie nikt na świecie, i dziwnym zrządzeniem losu trafia pod skrzydła innego Ormianina, wybitnego grafika Dana Gregory’ego. To dla Rabo początek nowego życia.

Ars longa, vita brevis

Książka pisana jest w dwu perspektywach czasowych – wdowiec Rabo opisuje swoją starość w wielkiej posiadłości nad Atlantykiem, wspominając jednocześnie drogę, która zaprowadziła go na to miejsce. Okres nauki u Dana Gregory’ego zmienił go, zwłaszcza że zaczął wtedy interesować się sztuką współczesną. Został malarzem abstrakcjonistą, wszedł w świat bohemy artystycznej Nowego Jorku, przyjaźniąc się i pijąc ze sławami takimi jak Andy Warhol.

I to właśnie sztuka jest głównym tematem książki. Pokazując losy Rabo Karabekiana, który nie odniósł sukcesu w malarstwie, bo użył złych farb, które po prostu zniknęły z płótna; portretując środowisko artystyczne, skupione na sobie i domagające się uznania, Vonnegut wskazuje na to, że piękno i atrakcyjność sztuki są sprawami wyłącznie umownymi. Podkreśla to, zamykając jeden z obrazów Karabekiana w szopie na ziemniaki. Widać to też w konstrukcji bohatera – Rabo tworzy sztukę, ale niszczy życie sobie i bliskim, przedkładając malowanie nad żonę i synów.

Całość wydaje się nie tyle pointować, co otwarcie kpić ze świata sztuki poprzez wysuwanie na plan pierwszy domniemania i uznaniowości jej wartości; doszukiwanie się artyzmu i znaczenia często na siłę; czy docenienie malarza dopiero po śmierci, najlepiej tragicznej. Kryzys sztuki podkreśla jeszcze dobitniej postać pisarki, wdowy Berman alias Polly Madison. Jej książki dla nastolatków poruszają niełatwe tematy, ale popularność zawdzięczają niemal wyłącznie kontrowersjom, jakie wzbudzają.

Myśleć, kontestować!

Nie mogę powiedzieć, że polubiłem Rabo Karabekiana. Mam też mieszane uczucia względem całej powieści, bo choć kocham twórczość Vonneguta, wydaje mi się, że z biegiem lat coraz bardziej narzeka i tetryczeje, jak wspomniałem w recenzji Galapagos. Czytało się ją świetnie, bohaterowie i świat przedstawiony są sportretowani wprost doskonale. Budowy powieści mógłbym się od niego uczyć, zresztą niejednokrotnie próbowałem (nie proście, nie będzie Wam dane, sukcesów bowiem brak). Niesamowite jest stopniowanie napięcia, powracanie do drażliwych tematów bez ich wyjaśniania, mieszanie perspektyw współczesnej i przeszłej. Krążenie wokół tematu jest drażniące, ale i pobudzające, nie daje się nudzić, każe myśleć i myśleć, myśleć przede wszystkim.

Oczywiście integralną częścią książki jest okładka autorstwa niezrównanego Jędrzeja Chełmińskiego, jak w całej serii Vonnegutowskiej. Utrzymana w szaroniebieskiej tonacji, przedstawia zarys twarzy i głowy ludzkiej połączone kluczem. Klucz jest jednocześnie symbolem odczytywania sztuki oraz nawiązaniem do obrazu Karabekiana zamkniętego w szopie na ziemniaki. I powiem Wam, że warto poczekać na to, co jest w środku, tym bardziej, że wokół tego wątku osnuta jest geneza tytułu.

Redakcja: Anna Kurek
Korekta: Sylwia Kłoda
  • TYTUŁ - Sinobrody
  • TYTUŁ ORYGINALNY - Bluebeard
  • AUTOR - Kurt Vonnegut
  • TŁUMACZ - Michał Kłobukowski
  • WYDAWCA - Zysk i S-ka
  • ROK WYDANIA - 2020
  • LICZBA STRON - 390

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *