W założeniach pracy historyka leży bezstronność, ale to tylko ideał, do którego można aspirować. Osoba pisząca o historii nie uniknie włożenia cząstki siebie w treść, cały bagaż kulturowy i osobisty wychodzi na kolejnych stronach pisanej książki. Pospolicie nazywa się to po prostu innym punktem widzenia. A jak wygląda norweskie spojrzenie na kampanię w Norwegii w 1940 roku?
Punkt widzenia
Nakładem wydawnictwa Znak Horyzont ukazała się parę dni temu książka Asbjørna Jaklina Bitwa o Narwik, która ukazuje punkt widzenia Norwegów na walki z 1940 roku na ich ojczystej ziemi. Jest to swego rodzaju preludium do poprzedniej książki tego autora, wydanej w Polsce ponad dekadę temu Wojny Hitlera na północy Europy.
Autor zaczyna od wyjaśnienia, dlaczego doszło do niemieckiej inwazji na Norwegię, a w części głównej opisuje całą kampanię od pierwszego do ostatniego dnia. Wbrew tytułowi Jaklin nie skupia się tylko na walkach wokół Narwiku, ale też na większym obszarze północnej Norwegii, zwanym Nord-Norge. Tak zakrojone ramy geograficzne pozbawiają czytelnika informacji o tym, co działo się w południowej części kraju (a działo się tam naprawdę sporo). To, o czym mówi autor, to ledwie szczątkowe informacje wtrącone, by wyjaśnić tło wydarzeń i pojawienie się nowych wątków.
Jednakże nie jest to typowa książka historyczna, skupiająca się na działaniach wojennych i politycznych. Głównymi bohaterami lektury nie są generałowie i politycy, a zwykli ludzie, którzy zostali wciągnięci w wir wydarzeń wbrew swojej woli. Każdy rozdział obejmuje jeden dzień wojny opowiedziany na podstawie wspomnień, relacji i dzienników uczestników wydarzeń. Aż dziw bierze, że tyle Norwegów prowadziło dzienniki, nawet szeregowi, w cywilu zwykle szeroko pojęci pracownicy fizyczni. To świadczy, jak ważne były dla nich chwile, które przeżywali, a także daje wgląd w poziom wykształcenia oraz świadomości historycznej. Autor przedstawia wspomnienia dzieci, kobiet i mężczyzn, cywilów i żołnierzy zmobilizowanych do obrony neutralności. Ostatnie dwa słowa to termin, którego nie znałem wcześniej, będący jaskrawym dowodem na norweski punkt widzenia. Tego typu smaczków i ciekawostek znajduje się w książce więcej.
Patrząc szerzej, Asbjørn Jaklin stara się ukazać żołnierzy jako zwykłych obywateli, w zasadzie cywili, ale w mundurach i karabinami w dłoniach, co niewiele odbiega od rzeczywistości. Podkreślany jest ludzki aspekt uczestników wydarzeń, wspomnienia o domu, rodzinie, znoszenie niewygód oraz niebezpieczeństwa, których wcześniej nie mieli okazji doświadczyć. To tym ciekawsze, że w międzywojennej Norwegii armia nie cieszyła się szacunkiem, a służba w niej uznawana była za mało prestiżowe zajęcie; pojawiały się też głosy o potrzebie likwidacji wojska, w końcu kto zaatakuje neutralną Norwegię. God morgen, Herr Hitler…
Nie dla miłośników wojskowości
Autor nie szczędzi Niemcom i Austriakom gorzkich słów za fałszywą sympatię do Norwegów w pierwszych dniach inwazji, która krótko ukrywała widoczną potem jawną wrogość. Nic dziwnego, Niemcy nie popisali się w Norwegii – złe traktowanie jeńców wojennych, wykorzystywanie ich do niebezpiecznych prac oraz łamiące wszelkie zasady postępowanie wobec cywili (łącznie ze znanymi Polakom scenami bombardowania dzielnic mieszkalnych czy szpitali, a także używania jeńców i cywili jako żywych tarcz) to obrazy także tej kampanii. Niestety, autor nie zdecydował się, by sięgnąć po relacje żołnierzy III Rzeszy i wpleść je w treść.
Dostaje się również Aliantom. Anglikom za strzelanie z artylerii okrętowej do nabrzeżnych wiosek oraz nieskuteczne działania zaczepne; Francuzom za szukanie wszędzie szpiegów i sprowadzenie łamiącej wszelkie regulaminy i prawa Legii Cudzoziemskiej; a nawet Polakom za brutalne postępowanie z niemieckimi jeńcami (szkoda, że autor nie postawił się w miejscu Polaków i nie próbował zrozumieć ich powodów).
Co do samych działań wojennych, to miłośnicy wojskowości i militariów nie znajdą w Bitwie o Narwik wykresów, tabelek, porównań i suchych, maszynowo pisanych sprawozdań. Brak tu też jakichkolwiek starań autora, by udowodnić wyższość jednego uzbrojenia nad drugim. Ważniejsze akcje opisywane są z perspektywy uczestników, czyli oddolnie. Pokazuje to problemy żołnierza w trakcie walki w trudnym, skandynawskim terenie, związane z bronią, sprzętem, taktyką, logistyką, łącznością a nawet rozpoznaniem swój-obcy. O wyższych szczeblach czytelnik otrzymuje tylko niezbędne informacje i wyjaśnienia, ale nic ponadto. Czy to zapowiedź skandynawskiego stylu pisania książek historycznych?
Myśl na zakończenie
Ostatni rozdział dotyczy bohatera pierwszego rozdziału, dowódcy obrony Narwiku, którego… nie broniono przed Niemcami – Konrada Sundlo. Jego proces jest traktowany jako przykład rozliczenia się Norwegów z błędów 1940 roku. Można zastanawiać się, czy norweskie siły zbrojne mogły zdziałać coś więcej w tej kampanii, jeśli uniknięto by wielu błędów, ale jest to dyskusja z gatunku tych, czy mogliśmy wygrać kampanię wrześniową. Myślę, że możemy porozmawiać w komentarzach pod recenzją albo na GoodBukowym fanpage’u, o tym, co by było, gdyby. Zapraszam.
Książkę zamyka lista imienna norweskich ofiar walk w Nord-Norge. To symboliczne domknięcie treści książki, która z każdą stroną staje się coraz mroczniejsza i cięższa. Nakładają się na to oczywiste historyczne przyczyny – załamanie się obrony na południu kraju, postępy wojsk niemieckich na północ oraz sukcesy niemieckie we Francji, które razem spowodowały nagłe wycofanie się sił alianckich z okolic Narwiku i potraktowanie Norwegii przedmiotowo. Sami Norwegowie byli rozgoryczeni i niepewni co do celu dotychczasowej walki oraz pełni obaw o przyszłość. Książka Asbjørna Jaklina staje się swoistym wspomnieniem gorzkiej porażki ku pamięci potomnych. A ja, urodzony i wychowany w Polsce, czuję sympatię i zrozumienie dla historii Norwegii.
Redakcja: Grzegorz Antoszek Korekta: Anna Kurek
- TYTUŁ - Bitwa o Narwik
- TYTUŁ ORYGINALNY - Kampen om Narvik
- TŁUMACZ - Witold Biliński
- WYDAWCA - Znak Horyzont
- ROK WYDANIA - 2021
- LICZBA STRON - 464