Codziennie widzieli kominy, z których wydobywała się nieznośna woń. Mijali dławiących się bezsilnością ludzi. Sami nimi byli. A mimo to trudno było im uwierzyć, że człowieka można zniszczyć z taką łatwością. Seweryna Szmaglewska opisała to w sposób, nad którym żal się nie pochylić.
Nous sommes perdus, czyli jesteśmy zgubieni
Seweryna Szmaglewska stworzyła książkę, którą trudno przypisać do konkretnego gatunku literackiego. Autorka miała za sobą doświadczenia, które ściśle wiązały się z tematyką jej utworu – kilka lat spędziła w KL Auschwitz-Birkenau. Pod koniec 1945 roku zdołała uciec z jednego z marszów śmierci. Napisany po ponad dwudziestu latach od tego wydarzenia Krzyk wiatru jest zatem powieścią, która najprawdopodobniej zawiera w sobie wiele autentycznych historii osobistych i zasłyszanych w oświęcimskim piekle słów. Przyodzianie wspomnień w powieściowe szaty pozwoliło Szmaglewskiej na uchwycenie tego, co wydaje się najbardziej istotne – emocji. Pokazała, co wypełniało obozowy świat. Starała się zagłębić w rewiry mentalności ludzi, których psychika została okrutnie stłamszona. I to jej się udało. W sytuacjach granicznych emocje lawirują, ulegają przekształceniu, plączą się. Właśnie te zjawiska uchwyciła Szmaglewska.
Obozowa rzeczywistość przywodzi na myśl wiele skojarzeń. Podsuwa nam wyobrażenia zniszczonych fizycznie ludzi; takich, którzy – paradoksalnie – ludzi zupełnie nie przypominają. Postacie znajdujące się za drutami nie mogą być przecież takie jak my. W ich żyłach nie może płynąć taka sama krew. Ich mięśnie nie mogą być zbudowane z tych samych tkanek, co nasze. Ich oczy muszą patrzeć na świat w inny sposób. Bo przecież gdyby tak nie było, to nie zostaliby potraktowani jak przedmioty, prawda? Przecież to nie mogą być istoty ludzkie. Bo to nierealne. Te czarno-białe fotografie muszą przedstawiać fikcję.
Od wielu lat w głowach osób zgłębiających tematykę obozową pojawiają się właśnie takie refleksje. I tak bardzo mylą się ci wszyscy, którzy choć przez chwilę – chociażby w momencie pierwszego zetknięcia z opisami obozów – pomyśleli, że to niemożliwe. Że to zbyt okrutne, by mogło się zdarzyć. A przecież prawdą jest, że nic, co nieludzkie, nie jest nam obce. I między innymi takiego wrażenia doświadcza się podczas lektury utworu Seweryny Szmaglewskiej. Nie jest to chłodny opis obozowych wydarzeń. To opowieść o dłużących się w nieskończoność chwilach. O momentach, które trwają wieczność. O tym, co zaskakująco zwyczajne.
Zapach śmierci
Na wydarzenia rozgrywające się w oświęcimskim obozie spoglądamy z perspektywy Piotra. Mężczyzna ma do wypełnienia pewne zadanie. Pozwoli ono napędzić machinę, którą więźniowie starali się skonstruować w celu choć minimalnego sprzeciwienia się oprawcom. Buntowniczy plan napełnia głównego bohatera nadzieją, która jest przecież w tamtym miejscu uczuciem deficytowym. Piotr zmuszony jest do przebywania w przerażającym otoczeniu, nie zapomina jednak o swoich pragnieniach. I rozmyśla, przyglądając się między innymi kobietom, tłumowi nagich dziewczyn. Są odarte z tego, co kiedyś odróżniało je od reszty. Mężczyzna spogląda w ich zatopione w morzu niepewności oczy, wpatruje się w przekrwione usta i wystające spod cienkiej skóry kości. Dochodzi do gorzkich wniosków. Seweryna Szmaglewska sformułowała je, unikając łagodności. Pozwoliła czytelnikowi na spotkanie z myślami, które przewijały się w głowach więźniów. Piotr spotyka też kobiety, które jeszcze – choć w nikły sposób – przypominają mu te, które spotykał w swoim „poprzednim życiu”. Jedna z nich budzi w nim uczucia, których nie da się pogrzebać nawet w obozowym błocie.
Cierpienie kojarzy się z krzykiem. Czytając książkę Szmaglewskiej, ma się jednak wrażenie, że stłoczeni w obozie ludzie są doszczętnie pozbawieni sił. Zdaje się, że głośniejszy wrzask wydobywa się z trzewi mijającego obóz wiatru. W sytuacjach granicznych prezentuje się różne postawy, często skrajne, dlatego też świat obozów koncentracyjnych – pomimo swojego oczywistego okrucieństwa – w pewien sposób fascynuje. Pozwala bowiem na obserwację zachowań innych osób, a co za tym idzie – po części także własnych. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który podczas czytania książki wojennej nie zadał sobie w duchu pytania: „Co ja zrobiłabym/zrobiłbym w takiej sytuacji?”. Możemy tylko przypuszczać, jak postąpilibyśmy w takich chwilach. Ale odpowiedzi najprawdopodobniej – czego warto sobie i innym życzyć – nie poznamy.
Krótkie życie, długie dni
Fascynacja opisywanymi przez Szmaglewską wydarzeniami pojawia się wtedy, gdy autorka – ma się wrażenie, że mimochodem – przywołuje historię pewnej kobiety. Znajdująca się w obozie więźniarka wieczorami nuci pieśń pełną rozpaczy, przygnębienia i bezsilności. Jej słowa wznoszą się ku rozległemu niebu, próbując dotrzeć jak najwyżej. Odbijają się od nikomu nieznanej przestrzeni i wracają, dostarczając pieśniarce goryczy. Zwyczajna – zdawałoby się – czynność zmienia się w narzędzie sprzeciwu, jedyne, na jakie mogła sobie pozwolić ta zniewolona kobieta. Seweryna Szmaglewska podkreśla, jak pospolite były pragnienia więźniów: przeczytać książkę, napisać wiersz, przypomnieć sobie uczucie sytości. Poznać osobę, z którą będzie się dzielić miłość i przyszłość. Powrócić do domu, przytulić najbliższych, zobaczyć miejsca, które kiedyś były codziennością, a teraz zasnute są mgłą wspomnień. A jeśli to za dużo, to – mój Boże – byleby chociaż umrzeć poza obozem. By odejść po drugiej stronie drutów. Na własnych warunkach.
Książka Seweryny Szmaglewskiej będzie cennym czytelniczym doświadczeniem zarówno dla osób obeznanych z tematyką obozów koncentracyjnych, jak i dla tych, którzy rzadziej stykają się z tego typu twórczością. Ci pierwsi będą mogli pogłębić swoją wiedzę o aspekty silnie emocjonalne. Nie mam wątpliwości co do tego, że zatrzymają się nad choć jednym zdaniem opisującym szczegół, który umknął im w nagromadzeniu surowych opisów obozowych wydarzeń. Ci drudzy być może poczują się mniej przytłoczeni słowami opowiadającymi o tych niełatwych czasach. Z wnikliwej analizy ludzkich odczuć w połączeniu z tragicznymi przeżyciami autorki powstała bowiem powieść, która porusza i pozwala choć w mikroskopijnym stopniu dotknąć atmosfery, której nigdy nie chcielibyśmy odczuć w pełni.
Redakcja: Grzegorz Antoszek Korekta: Anna Kurek
- TYTUŁ - Krzyk wiatru
- WYDAWCA - Prószyński i S-ka
- ROK WYDANIA - 2021
- LICZBA STRON - 272