Czytając Oskarżam Auschwitz, trudno nie odnieść wrażenia uczestniczenia w czymś wyjątkowym. Czytelnik jest niejako bezpośrednim świadkiem intymnych wręcz rozmów, rozmów pełnych bolesnych wspomnień, ciężaru przeszłości oraz zrozumienia, które bez wątpienia połączyło autora z bohaterami jego książki. Mikołaj Grynberg podjął się interesującej, ale i niełatwej tematyki. Zdecydował się na spotkania z osobami, które – podobnie jak on – są potomkami ludzi ocalałych z Holokaustu.

Odziedziczone cierpienie

Czym było dla więźniów wyzwolenie z obozów? Chwilą największej radości czy może początkiem pięknego życia? Mikołaj Grynberg pokazuje, że wyzwolenie było nie tyle kresem ich bólu, cierpienia i upokorzenia, co raczej przeistoczeniem się tych odczuć w inne, niekoniecznie lepsze. Ocaleni mieli bowiem świadomość, że choć przetrwali piekło zagłady, to przecież teraz ich rzeczywistość będzie wyglądać inaczej niż wcześniej. Już nie ujrzą uśmiechu matki, nie usłyszą głosu ojca, nie przytulą brata, nie spotkają przyjaciółki. Najbliżsi im ludzie zamienili się we wspomnienia, będące jednocześnie najcenniejszym skarbem i największym przekleństwem. Nie pozostało nic innego, jak tylko starać się żyć lub chociaż stworzyć sobie substytut normalnego życia. Ocaleni wiązali się więc w pary, brali śluby i decydowali się na dzieci. Większość z nich nie zdawała sobie pewnie jednak sprawy z tego, że ich potomkowie – choć już w zaciszu domowym – będą przeżywali swój własny obozowy świat.

Straszliwe wydarzenia nie przeszły przecież bez echa. Wciąż im towarzyszyły. Niektórzy byli więźniowie próbowali zataić swoją przeszłość przed dziećmi. Nie wspominali o minionych latach, nie ujawniali swojego pochodzenia i częstowali swoje potomstwo ciszą, która pozostawiała w ustach gorzki smak. Inni ocaleni sięgali po zupełnie inną taktykę – przeszłość ciągle była u ich boku. Dzielili się obozowymi historiami, opowiadali o przerażających sytuacjach, które zmuszeni byli przeżyć. Obchodzili rocznice, wspominali utraconych bliskich i nie chcieli pozwolić, by pamięć o Holokauście przeminęła. Zdarzało się jednak, że ich dzieci czuły się zbyt osaczone słowami pełnymi cierpienia, rozżalenia i tęsknoty za przedobozową rzeczywistością. Mikołaj Grynberg oddaje głos tym, którzy blisko jak nikt inny obcowali z bólem ocalałych.

Dwudziestu rozmówców, jeden głos

Autor książki rozmawia z osobami, których historie są różne od siebie i identyczne jednocześnie. Córki i synów osób ocalałych z obozów koncentracyjnych łączy bardzo wiele rzeczy. Przede wszystkim – co jasne – przeżycia ich rodziców. Elementem wspólnym są także emocje i stany, które towarzyszą potomkom byłych więźniów, na przykład poczucie winy. Bo nie są w stanie ukoić bólu własnych rodziców, bo nie chcą słuchać kolejnej obozowej opowieści, bo przejmują się problemami, które dla ich rodziców są błahostką, bo nie są w stanie dojeść chleba, którego przecież nie wolno im zmarnować, bo nie potrafią sprostać presji rodziców, dla których są jedyną nadzieją. Albo też poczucie odmienności i osamotnienia, bo nie mają przyjaciół:

To jest właśnie kwintesencja drugiego pokolenia. Nie ma do kogo się odezwać, bo wokół jest pusto. To jest mój Holokaust. Odziedziczona pustka (s. 89).

Bo wychowywali się wyłącznie w żydowskim środowisku, lub też bo częściowe zrozumienie znajdują jedynie u osób, które mają za sobą podobne przeżycia. Pojawia się też tęsknota za ludźmi, których nigdy się nie poznało:

Dziadkowie – kim oni są? Nie wiedziałem, że przed rodzicami byli jacyś dziadkowie. W świecie mojego dzieciństwa nie występowało takie coś. Nie bardzo rozumiałem, skąd oni się biorą. Czy kocha się ich jak rodziców? A może bardziej jak ciotki i wujków? (s. 156).

Zdarzało się też poczucie żalu w stosunku do Hitlera, Niemców, Polaków, często wobec własnych rodziców. A to tylko część ciężaru emocjonalnego, który wręcz wypływa z książki Mikołaja Grynberga. Oskarżam Auschwitz zdaje się być zbiorowym pamiętnikiem dwudziestu osób, które razem tworzą osobliwy obraz pokolenia wychowanego przez osoby, które miały już nigdy nie zaznać wolności.

Hitler może być z siebie zadowolony

Mikołaj Grynberg stworzył zbiór historii, które naprawdę poruszają czytelnika. Część z nich zapada w pamięć. Niektóre zdania wypowiedziane przez rozmówców uderzają na tyle mocno, że wzrok momentalnie odrywa się od książki, głowa wędruje w górę, a myśli wpadają w coraz większy wir. Bohaterowie Oskarżam Auschwitz nie zawsze są skorzy do wyznań. Jedni od razu rozpoczynają swój monolog, inni odpowiadają na pytania autora półsłówkami. Niektórzy opowiadają tylko o tym, co ściśle wiąże się z tematyką, inni wspominają nie tylko o sobie i swoich rodzicach, ale także o swoich współmałżonkach, dzieciach, przyjaciołach, pracy, podróżach i tym, w jaki sposób Holokaust wpłynął na ich rzeczywistość. Czasami przekomarzają się z autorem. Zadają mu pytania, są ciekawi jego doświadczeń. Dziwią się i poddają ostrej krytyce to, że mieszka on w Polsce. Ale też nazywają go swoim bratem. To wszystko sprawia, że książka ta jawi się jako naprawdę szczere świadectwo ludzi wychowywanych przez ocalałych. I choć tematyka nie należy do najłatwiejszych, to jednak brnie się przez kolejne kartki z zaskakującą prędkością. Zdecydowanie warto więc sięgnąć po tę pozycję, by choć w najmniejszym stopniu przyjrzeć się życiu tych, którzy dorastali w murach mentalnego obozu:

Hitler może być z siebie zadowolony. Ta jego wojna niszczy mnie do dzisiaj (s. 132).

Redakcja: Grzegorz Antoszek
Korekta: Sylwia Kłoda
  • TYTUŁ - Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne
  • AUTOR - Mikołaj Grynberg
  • WYDAWCA - Wydawnictwo Czarne
  • ROK WYDANIA - 2021
  • LICZBA STRON - 296

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *