W klasztorze na odludziu zamordowano przełożonego. Morderca powiesił jego ciało na krzyżu w ogrodzie. Podporządkowana władzom kościelnym policja oddelegowuje do śledztwa Sarę Bednarek – policjantkę z niewielkim doświadczeniem. Pozostawiona właściwie bez wsparcia młoda kobieta napotyka coraz więcej przeszkód. Poważnym utrudnieniem okazuje się fakt, że miejsce, do którego trafiła, nie jest zwykłym klasztorem…
Bezkarność
Klasztor w Kolnie, który jest głównym miejscem akcji, to swego rodzaju przechowalnia dla grzeszników. Trafiają tam księża, którzy dzięki wpływom kurii oraz sprytowi i bezczelności pewnego adwokata unikają wymiaru sprawiedliwości. Katalog przewinień znajdujących się w kartotekach mieszkańców klasztoru znacznie wykracza poza siedem grzechów głównych.
Teoretycznie pobyt w tym miejscu ma za zadanie sprowadzić grzeszników na właściwą drogę. W praktyce okazuje się jednak, że niewiele się w ich życiu zmienia. Ze względu na swoją przeszłość każdy z nich może być mordercą. Przejrzenie akt podejrzanych mogłoby pomóc wytypować potencjalnego sprawcę, jednak Bednarek nie ma do nich dostępu.
Owieczka w stadzie wilków
Tak najkrócej można chyba opisać sytuację, w jakiej znalazła się młoda policjantka. Czytając powieść, szybko można się zorientować, że władzom kościelnym nie zależy na wyjaśnieniu zbrodni, a jedynie na wyciszeniu całej sprawy. Nowy przełożony klasztoru traktuje Sarę wrogo, nikt inny nie chce jej pomóc. Wydaje się, że jedynie dość osobliwy woźny – upośledzony umysłowo mężczyzna – w minimalnym stopniu współpracuje.
Ksiądz Krzysztof był dla niego wszystkim. Przygarnął go pod dach klasztoru, dał pracę i starał się chronić przed pogardą ze strony otoczenia. Jednak po jego śmierci mieszkańcy klasztoru coraz śmielej okazują mu swoją niechęć i przypominają, że jego dni w tym miejscu są policzone. Śledztwo stoi w miejscu, a na domiar złego pojawiają się kolejne trupy…
Kara za grzechy nikogo nie ominie
Muszę przyznać, że do kolejnej książki Piotra Borlika podeszłam z ogromną rezerwą. Spodziewałam się raczej niezbyt ciekawej powieści, której potencjał został zmarnowany. Okazało się jednak, że wszelkie moje obawy były niepotrzebne! Fabuła wciąga w zasadzie od samego początku. Trzyma w napięciu do ostatniej strony i wywołuje wiele emocji. Denerwowała mnie bezsilność Sary Bednarek, irytowała postać prawnika, postawa władz kościelnych budziła sprzeciw i gniew, a uległość policji powodowała złość. Odczuwanie emocji w stosunku do bohaterów sprawia, że książka niewątpliwie znacznie zyskuje na wartości.
W Czterdziestu duszach Borlik wcale nie porusza tematów, które byłyby nowością dla społeczeństwa. Większość ludzi zdaje sobie sprawę, że wiele niewygodnych dla Kościoła katolickiego spraw jest zamiatanych „pod dywan”, a udział w tym bierze całe grono osób nie tylko z kręgów kościelnych. Książka nie jest atakiem na Kościół, natomiast bez wątpienia skłania do głębszego zastanowienia się nad niektórymi sprawami oraz prowokuje do dyskusji. Autor stara się pokazać również, do czego prowadzi ukrywanie przestępstw i ułatwianie unikania kary przez sprawców. W najgorszym wypadku ofiary posuwają się do samosądów, ale jak wiadomo – nie jest to najlepsze rozwiązanie…
Redakcja: Anna Kurek Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Czterdzieści dusz
- WYDAWCA - Prószyński i S-ka
- ROK WYDANIA - 2021
- LICZBA STRON - 496