„Martwe jezioro to fascynujące połączenie kryminału oraz romansu iskrzącego się ironicznym humorem – to książka, która wciąga czytelnika od pierwszych stron!” – takie zdanie znajdziecie na tylnej okładce tej powieści. Jesteście ciekawi, czy podzielę tę opinię?
Jeśli śledzicie moje recenzje, to dobrze wiecie, że jestem wielką fanką serii o detektyw Matyldzie Dominiczak autorstwa Olgi Rudnickiej. Bardzo więc się ucieszyłam, gdy pod moimi drzwiami znalazłam paczkę skrywającą wcześniejsze pozycje tej bestsellerowej pisarki. Na pierwszy ogień poszła debiutancka powieść Rudnickiej, czyli Martwe jezioro. Już na wstępie zaznaczę, że warto po nią sięgnąć!
Rodzinna intryga
Trzydziestoletnia Beata Rostowska pewnego dnia przypadkowo trafia na artykuł, z którego wynika, że nie może być córką swoich rodziców. Podejrzewa, że w grę wchodzi adopcja bądź zdrada małżeńska… ale to tylko podejrzenia. Aby poznać prawdę na temat swojego pochodzenia, wynajmuje prywatnego detektywa. Mimo że znajduje on pewne przydatne i jednocześnie zaskakujące informacje, nie może jej pomóc…
Sytuację zagęszcza fakt, że zupełnie znienacka Beata otrzymuje zaproszenie na ślub siostry. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że główna bohaterka dwa lata wcześniej została wyrzucona z domu i od tej pory nie utrzymywała żadnego kontaktu z rodziną. Po prostu czuje, że za tym zaproszeniem kryje się jakieś drugie dno, na pewno niezwiązane z uczciwymi pobudkami. Mimo licznych obaw Beata postanawia wybrać się na ślub siostry, aby skorzystać z okazji i poznać całą prawdę, jednak nie jedzie tam sama, ponieważ towarzyszy jej przystojny i zabawny brat jej współlokatorki, Jacek.
Kryminał z romansem w tle
Martwe jezioro to powieść kryminalna w nieco innym tonie niż czytana przeze mnie seria o Matyldzie Dominiczak, co bynajmniej nie jest minusem. Historia przedstawiona w książce bardzo wciąga, aż nie sposób się od niej oderwać! Tym razem na pierwszym planie znajdują się nieszczęścia głównej bohaterki, rodzinna tajemnica i powiązana z nią sieć intryg, a w tle otrzymujemy wątek miłosny. Tematyka ta tworzy całość bardzo przyjemną i pochłaniającą czytelnika bez reszty. Jak najbardziej więc podpisuję się pod zdaniem przytoczonym przeze mnie powyżej. Jedynie muszę przyznać, że nie do końca czuję ten humor. Chyba nie miałam sytuacji, abym zaśmiała się podczas lektury. Ale czy to tak duży minus? Raczej nie, ponieważ mimo to świetnie się bawiłam, a historia przedstawiona w powieści bardzo mnie wciągnęła. Uważam, że to naprawdę udany debiut! Jako że Martwe jezioro to zaledwie pierwszy tom cyklu, przede mną jeszcze kontynuacja, czyli Czy ten rudy kot to pies?, po którą na pewno sięgnę, co chyba stanowi najlepszą rekomendację 😀
Martwe jezioro to cieniutka książeczka, która liczy zaledwie dwieście trzydzieści dwie strony, więc dacie radę pochłonąć ją nawet w jeden wieczór. Jest to kryminał z rozbudowanym tłem obyczajowym, który sprawi, że nie będziecie mogli się oderwać, dopóki nie poznacie zagadki Beaty i jej podejrzanie zachowującej się rodziny. Powieść bardzo lekko i przyjemnie się czyta. Ja osobiście, pomimo drobnych mankamentów, jestem bardzo zadowolona z lektury i oczywiście z całego serduszka wszystkim ją polecam!
Redakcja: Anna Kurek Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Martwe jezioro
- WYDAWCA - Prószyński i S-ka
- ROK WYDANIA - 2017
- LICZBA STRON - 232