Zbiór wstrząsających reportaży opisujących przemysłową hodowlę zwierząt, produkcję jaj, ogromne połowy ryb i innych stworzeń morskich, wreszcie przemysł futrzarski oraz hodowlę koni. Wszystkie te gałęzie łączy jedno – my ludzie i nasza chęć do maksymalizacji zysków bez zważania na dobro jednostki, nasza próżność i chęć zabawy, nasze okrucieństwo wobec innych stworzeń…
Mięso zjedz, ziemniaki możesz zostawić
Kto z nas nie usłyszał choć raz w życiu z ust mamy lub babci tego kultowego już tekstu? Od dzieciństwa mówiono nam, że mięso jest zdrowe, że daje siłę, że trzeba je jeść, żeby rosnąć. Typowy polski obiad to przecież kotlet i ziemniaki, ewentualnie surówka czy też inne warzywa. Mięso musi być – inaczej się nie najem. Jednak nadmiar mięsa w diecie wcale nie jest taki zdrowy, czego od lat dowodzą różne badania. Nadmierne spożycie mięsa to niewątpliwie jeden z ważniejszych czynników rozwoju wielu chorób cywilizacyjnych.
Brak umiaru i zbilansowanej diety doprowadziły do tego, że, aby sprostać wymaganiom rynku, dobrostan zwierząt to coś, co w przemyśle istnieje tylko w teorii. Nie ma fizycznej możliwości godnego traktowania zwierząt i respektowania ich potrzeb, mając w jednym gospodarstwie tysiące sztuk, które trzeba nakarmić i oporządzić, a przecież wszystko kosztuje – pasza, energia, leki….
Czy obiektywnie?
Bartek Sabela, zbierając materiał do swoich reportaży, starał się dotrzeć do jak największej liczby osób reprezentujących każdą stronę „zwierzęcego” biznesu. I o ile aktywiści na rzecz dobrostanu zwierząt, propagatorzy diet roślinnych, orędownicy walki z zakłamaniem biznesu spożywczego wypowiadali się bardzo chętnie i często, o tyle niestety w pewnym sensie główni bohaterowie tej książki (oprócz zwierząt oczywiście), czyli właściciele firm i przedstawiciele agencji rządowych, konsekwentnie nabierali wody w usta lub odpowiadali bardzo zdawkowo.
Z pewnością ogrom pracy, jaką wykonał autor, zasługuje na docenienie z strony krytyków i czytelników. Nie mogę odmówić Bartkowi Sabeli sporej dawki obiektywizmu, ale… podczas czytania pojawił się u mnie pewien zgrzyt. W tekstach wspomniano o dwóch ważnych aspektach. Po pierwsze: hodowla – autor dotarł do niewielkiego gospodarstwa, w którym zwierzęta są hodowane na mięso, ale na zupełnie innych zasadach – mówiąc krótko, mają godne warunki życia. I to już nie bardzo autorowi pasuje do koncepcji – mięso to zło, więc wątek „dobrych” gospodarstw jest mocno zmarginalizowany. Po drugie: głos ekspertów od żywienia na temat tego, że dieta roślinna jest, owszem, dobra dla naszego zdrowia, ale nie w każdym przypadku dobrze się sprawdza, zostaje niejako zakryty przez autora wchodzącego z plakatem „Zero mięsa, tylko rośliny”.
Alternatywa?
Samo powiedzenie, że należy zamienić mięso na produkty roślinne, to za mało. Zdaję sobie sprawę, że reportaże Bartka Sabeli to przede wszystkim próba ukazania okrucieństwa wobec zwierząt, ale sam autor bardzo często wplata argument przejścia na dietę roślinną, więc warto, żeby poszło za tym coś więcej. Hodowla zwierząt to ogromne koszty związane z energią, ale też ogromna cena, jaką płaci środowisko: w zużyciu wody, zanieczyszczeniach gleby i powietrza czy śladzie węglowym, jaki generuje miedzy innymi transport mięsa. Jednak czy przemysł roślinny to na pewno taka wspaniała alternatywa?
Tak, jeśli to wszystko ograniczymy do jak najbardziej lokalnych dostawców i produktów. Transport awokado z drugiego końca świata wcale nie jest taki ekologiczny. A egzotyczne owoce? Jakie koszty transportu to za sobą niesie? Jogurty kokosowe to super alternatywa – wspomina o nich sam autor. I zgadzam się z tym, bo osobiście bardzo je lubię, ale nie oszukujmy się – miąższ kokosowy do ich produkcji też musi zostać do nas sprowadzony, a to kolejne tony dwutlenku węgla z silników statków, ciężarówek czy samolotów. Ważną kwestią jest również to, jak uprawy niektórych roślin dewastują środowisko naturalne. Powiedzenie jasno, że „alternatywa roślinna” posiada także wady, to coś, czego mi w tej książce zabrakło.
Edukacja, tylko to nas uratuje
Autor i jego rozmówcy dość mocno krytykują podejście przemysłu mleczarskiego do przedstawiania wizerunku szczęśliwej krowy pasącej się na zielonej łące i zadowolonych krów reklamujących nabiał. I słusznie – bo to zakłamanie rzeczywistości. Należy jednak pamiętać, że promowanie diety roślinnej też powinno być przeprowadzone rozsądnie, bo to, że roślina nie doznaje takiego cierpienia jak zwierzę, nie oznacza, że jej uprawa nie niszczy jakiegoś ekosystemu, i to często bezpowrotnie.
Wędrówkę tusz nie tylko można przeczytać, śmiało mogę stwierdzić, że wręcz należy! O ile informacje na temat hodowli bydła czy też drobiu, jak i produkcji jaj oraz przemysłu futrzarskiego nie były dla mnie jakąś nowością, to już temat połowów ryb oraz hodowli koni był mi niemal zupełnie obcy. Uważam, że warto się z nimi zapoznać. Chociaż sama, w przeciwieństwie do autora, jestem raczej zwolenniczką podejścia zrównoważonego, to w pełni zgadzam się ze stwierdzeniami na temat tego, że nasz świat jest pełen okrucieństwa wobec zwierząt, które bardzo często jest po prostu niepotrzebne i nie służy niczemu dobremu. Wędrówka tusz to w pewnym sensie lustro, w którym należy się przyjrzeć, bo to obraz tego, jak sami traktujemy braci mniejszych. Natura jest okrutna i zwierzęta na wolności wcale nie żyją w takiej sielance, jak przedstawiają to nam kreskówki (stąd termin bambinizm na naiwne postrzeganie praw przyrody), ale naprawdę nie ma sensu tego cierpienia jeszcze dokładać.
Redakcja: Sylwia Kłoda Korekta: Grzegorz Antoszek
- TYTUŁ - Wędrówka tusz
- WYDAWCA - Czarne
- ROK WYDANIA - 2023
- LICZBA STRON - 312